sobota, 11 września 2021

Jak podróżować bezpiecznie autostopem?

 Każdy z nas choć raz w życiu słyszał o autostopie lub spotkał autostopowicza. Ten sposób podróżowania rozwinął się jeszcze w czasach, gdy nieliczne grono osób dysponowało samochodem i jest nadal istotnym środkiem transportu w miejscach na świecie, gdzie komunikacja publiczna pozostawia wiele do życzenia. Dla cyfrowych nomadów to forma zaznania wolności, zbadania swoich granic, poznania nowych ludzi. Często też poznania odległych miejsc bez uszczuplenia domowego budżetu. Wielu osób przed pierwszym wyjazdem zadaje sobie pytanie o bezpieczeństwo. Jak podróżować autostopem, aby było bezpiecznie? Na to pytanie znajdziesz odpowiedź w poniższym artykule.

Poinformuj bliskich

Nieważne czy wyjeżdżasz na miesiąc, tydzień czy jeden dzień. Warto, aby ktoś bliski wiedział o tym. Nawet jeśli nie chcesz za każdym razem wydzwaniać do znajomych i meldować się, warto udostępnić swoją lokalizację. W czasach, gdy jesteśmy tak bardzo związani ze swoimi telefonami, aplikacjami społecznościowymi i internetem, dostarcza on nam również możliwości zadbania o bezpieczeństwo w podróży. W niektórych sytuacjach można też przekazać numer rejestracyjny pojazdu, jeśli to miało by zapewnić Ci spokój wewnętrzny, ale pamiętaj, że kierowca może nie być zadowolony, jeśli będziesz fotografował jego tablice rejestracyjne. Zarówno Ty możesz mieć obawy względem kierowcy, jak i on wobec Ciebie. Może mieć obawy co do sposobu, w jaki możesz wykorzystać pozyskane dane.

Jeśli z różnych względów nie masz możliwości poinformować bliskich (brak zasięgu, rozładowana bateria itd.), a nie masz zaufania do osoby, z którą jedziesz, sprawiaj wrażenie, że ktoś wie, gdzie jesteś. Najczęściej osoby zatrzymujące się autostopowiczom mają dobre intencje – chcą pomóc dotrzeć do celu, są ciekawe Twojej podróży i opowieści, które ze sobą niesiesz lub mają się w końcu komu wygadać. Pamiętaj jednak, że nie musi tak być w każdej sytuacji, dlatego obserwuj zachowania kierowcy i w razie czego daj mu sygnał, że nie jest anonimowy. Przykład: kierowca zmienił trasę z niezrozumiałej przyczyny, co wzbudziło Twoje obawy. Wie, że masz rozładowany telefon. Mówiąc „zdążyłam tylko wysłać rodzinie numer rejestracyjny i lokalizację i padła mi bateria” sygnalizujesz kierowcy, że nie jest anonimowy.

We dwójkę raźniej

Z różnych względów warto podczas autostopu mieć towarzystwo. Z jednej strony potencjalny napastnik może mieć mniej odwagi, żeby zaatakować lub okraść 2 osoby, z drugiej będziesz mieć towarzysza do rozmów podczas wyczekiwania na auto. We dwójkę też lepiej możecie ocenić sytuację, w której się znajdujecie. Być może Twój kompan zwróci uwagę na coś, co Ty przeoczysz i odwrotnie. Kolejnym plusem – zwłaszcza przy długich wyjazdach – jest fakt, że możecie na zmianę odpoczywać i rozmawiać z kierowcą. Tylko uwaga: płeć ma znaczenie – dwóch chłopaków łapiących stopa budzi mniejsze zaufanie, niż 2 dziewczyny lub chłopak i dziewczyna.

Oświetlenie i ubranie

Nigdy nie wiesz w jakim miejscu wylądujesz i o której dojedziesz. Zawsze należy być przygotowanym na plan B. Miej ze sobą w zapasie odblaski i oświetlenie. Jeśli kierowca wysadzi Cię na nieoświetlonej drodze, możesz nie być zauważalny dla pozostałych uczestników ruchu drogowego. Pogoda również może być nieprzewidywalna, dlatego zaopatrz się na drogę w coś przeciwdeszczowego i ciepłego.

Strój może być nieodpowiedni nie tylko ze względu na bezpieczeństwo termiczne. Eksponując zbyt mocno nasze ciało możemy zostać odebrani rozbieżnie z naszą intencją. Najlepiej sprawdza się turystyczny strój i  brak makijażu. Pamiętaj, że kierowca najpierw Cię widzi, a dopiero później masz szansę coś powiedzieć.

Nie wsiadaj od razu

Kiedy czekanie się dłuży, jesteśmy skłonni wsiąść do każdego samochodu. To samo dzieje się, kiedy łapiemy stopa przy drodze, na której panuje duży ruch i ciężko zatrzymać. Pamiętaj jednak, że w podróży autostopem o Twoim bezpieczeństwie decyduje trzeźwa ocena sytuacji. Jeśli się pomylisz, możesz zapłacić wysoką cenę. Dlatego zanim wskoczysz do auta, zamień kilka słów z kierowcą. Nie chodzi o to, aby stać przed autem i robić wywiad. Wystarczy kontakt wzrokowy i parę słów by wstępnie ocenić czy dana osoba wzbudza nasze zaufanie. Zwróć też uwagę na współpasażerów. Większe zaufanie wzbudzi para z dzieckiem niż grupka imprezowiczów.

Miejsce do zatrzymania

Pamiętaj, że autostop, to nie autobus ani taksówka. Śledź przebieg trasy i na ile to możliwe, zadbaj o wybranie bezpiecznego miejsca do zatrzymania, np. stacja paliw, zatoczka autobusowa. To szczególnie istotne na drogach ekspresowych i autostradach, gdzie lepiej wysiąść kilkadziesiąt kilometrów wcześniej, niż o jeden zakręt za daleko. W tym drugim przypadku może się okazać, że zamiast na stacji paliw, wysiadamy na ostatnią chwilę pomiędzy pędzącymi autami, co jest bardzo niebezpieczne zarówno dla nas, jak i pozostałych uczestników ruchu. Perspektywa spaceru po autostradzie nie napawa optymizmem – w najlepszym przypadku zgarną nas pracownicy autostrady, w najgorszym – doprowadzimy do wypadku. Zadbaj o to, by Twój kolejny kierowca nie musiał ryzykować.

Nakierowanie rozmowy

Jeśli Twój rozmówca zaczyna sprowadzać rozmowę na dwuznaczne tory, nie ignoruj tego. Twój brak reakcji może okazać zgubny. Spróbuj zejść na temat rodziny, pracy, hobby, a jeśli to nie pomaga – sięgnij po drastyczny środek – smutną i/lub nudną historię, opowiedz o dokuczliwych dolegliwościach gastrycznych… Wszelkie romantyczne zapędy powinny opaść.

To nie jedyne, o czym warto pamiętać, aby wyjazd był bezpieczny, ponieważ jak wiele jest ludzi, tak wiele może być przypadków. Niemniej jednak zastosowanie się do tych wskazówek powinno ograniczyć ryzyko do minimum. Podróże autostopem to przygoda, którą warto, abyśmy wspominali z uśmiechem.

środa, 7 lipca 2021

Bułgaria, zapiski z 27 czerwca

 Zrobię ten wpis! Od 2019 nic nie publikowałam, ale co mam innego do roboty w tym upale. Palce kleją się od soczystych brzoskwiń i melona, które teraz spokojnie spoczywają w naszych upoconych brzuszkach. Jedziemy przez rumuńskie wioski, wracamy z zakupu mieszkania w Bułgarii do Polski, licząc, że dobre wiatry pozwolą nam umyć się jutro pod krakowskim prysznicem. Krajobraz za oknem spójny. Pola uprawne, nieużytki, wsie. Wiejskie sklepiki ze stolikiem i parasolem przed wejściem. Dziadek na ławce przed płotem wodzący wzrokiem za każdym pojazdem. Psiaki biegające wzdłuż drogi. Nagie dziecko taplające się w brodziku w ogródku. Sielanka i swojskość pod szyldem - mężczyźni z brzuszkiem w przepoconych podkoszulkach, chłodzących się browarkiem pod sklepem - też odhaczona. Czas stoi w miejscu jak jeszcze do dziś stał nasz nowy kuchenny zegar. My jednak suniemy dalej. Blacha nagrzana, klima martwa, odkręcone szyby niewiele daje na tylnim siedzeniu Szerszenia. W przeciwieństwie do mnie busik daje sobie dzielnie radę. Co jakiś czas okruszek z drogi wwieje się do auta przez szparę i wpadnie mi do oka. Rozpływam się cała lepka od potu, ale w woodstockowej koszulce i spodenkach w palmy nie przystoi inaczej.

Wyjechaliśmy do Bułgarii tydzień temu licząc na dotarcie do celu kolejnego dnia. Jechaliśmy przez Słowację, Węgry i Rumunię, gdzie spotkałam się na 40 minut z przyjaciółką, której nie widziałam od 5 lat. To jest jedna z tych przyjaźni, w której możesz nie widzieć kogoś lata, a rozmawiasz jakbyście się widzieli wczoraj. I wiesz, że możecie liczyć na siebie o każdej porze dnia i nocy.

Ponieważ pandemiczna aura trochę namieszała, część granic nie była obsługiwana, jakby przez nie właśnie krowid miał się przedostać. Oczywiście żartuję, wszystkie decyzje na pewno były bardzo przemyślane, w imię zasad i ogólnego dobrobytu narodu. Niech żyją nam.

Mieliśmy też "niespodziankę" na granicy z Rumunią, która wyniknęła z nieważności i mogła znacząco utrudnić wyjazd. Straż graniczna zauważyła słusznie, że przegląd Szerszenia jest już nieco po dacie. Ponieważ ostatnia pieczątka była z 2020, strażnik się zagotował, że od roku nie mamy przeglądu. Sięgnęłam więc po komunikacyjne skille i wyjaśniłam niefrasobliwość naszą, związaną z uprzednim pobytem Szerszenia w sanatorium dla autek oraz, że data na pieczątce odnosi się do dnia wykonania, a nie ostatniego dnia ważności. Zatem nieszczęśliwy przegląd powinien być wykonany miesiąc temu, a nie rok, jak zakładał nasz zatroskany strażnik. Kapitan pojazdu pokornie pochylił głowę na posypanie popiołem, że umknął mu tak ważny element, wszyscy byliśmy nieco obsrani, że nie zdążymy na czas. Musiało się to odmalować na naszych twarzach, bo po zapewnieniu, że auto przed wyjazdem spędziło miesiąc u mechanika zostaliśmy puszczeni dalej. Dziękujemy pięknie królu złoty! ❤

Na żadnej granicy nie sprawdzano nam - o dziwo - testu na korowód, wystarczyły dowodziki i rzut okiem przez szybę na nasz mały kocioł śpiworów, poduszek, opakowań i instrumentów. Każdy kto zaglądał do środka lekko się uśmiechał i puszczał nas dalej. A nam merdały ogonki ^^

Podróż wydłużyła się o ok. 10 h (3 zamknięte przejścia graniczne) i w 36 h zamiast 26 dotarliśmy do nowego mieszkanka. Prysznic, czyste ciuszki, gorączka dopinania formalności na ostatni guzik, milion podpisów i można iść na plażę.

Wytargaliśmy rowerki z bagażnika i na rączych tych rumakach pognaliśmy przez łąki uczerwcone, pachnące kolendrą - czy czymś podobnym - ku morzu. 

Pierwszy szok, jaki nas spotkał, to wbiegnięcie do morza. Aby dodać sobie animuszu (zanurzanie w wodzie takie trudne) zaproponowałam, abyśmy wbiegli na "1-2-3". Przygotowani na wstrząs termiczny, z długim i efektownym rozbiegiem przystanęliśmy w trakcie, bo woda była po prostu... Ciepła :D Więc odbiliśmy sobie tę przydługawą podróż z Polski chłonąc niebo wpadające do morza, morze podgryzające plażę, wzgórza nasuwające się od Nessebaru. Pod nami jasny piasek, za nami wydmy i bar, obok odpoczywają nasze zmęczone rowery. A my cieszymy się jak dzieci, bo po co się cieszyć inaczej?

Innym razem wyskoczyliśmy w poszukiwaniu pobliskich szlaków górskich. Po krótkim przejrzeniu internetów uznaliśmy, że sami sobie jakiś wymyślimy, byle nie trzeba było za długo grzać się w Szerszeniu. W 20 min dojechaliśmy do nadmorskiego Elenite, który okalają wzniesienia - niskie, choć idzie się zmachać. Auto zostawiliśmy na parkingu pod sklepem, żeby nie wdzierać się w labirynty hotelowych dróg. Zakładaliśmy, że zrobimy 20 km pętlę, ale droga wzięta na pierwszy ogień wbrew mapie kończyła się domem i obszarem polowań. Napotkany strumień okazał się nader zajmujący po tym rozczarowaniu, taplaliśmy się w nim z pół godziny, po czym zaatakowaliśmy trasę od drugiej strony. Wejście na nasz "szlak" zaczynało się koło bramy wielkiego pałacu-hotelu, który w tym momencie zionął pustką. Był upał, więc mijaliśmy co jakiś czas wygrzewającego się węża, który na szczęście miał obojętny do nas stosunek. Grzecznie mijaliśmy się na drodze, dalej już głośno tupiąc i sapiąc. Jedyne zdjęcie węża, jakie odważyliśmy się zrobić, to wiszący z daleka na krzaku. Nie zrobiliśmy nawet połowy z założonej trasy przez te nawrotki. Zjedliśmy zapasy jedzenia i musieliśmy wracać, bo największemu z naszych brzuszków groziły halucynacje z niedożywienia. Nie będę wskazywać palcem o kogo może chodzić, ale z tej okazji miejsce do którego dotarliśmy, nazwaliśmy "Szczytem Borysa" ;)👈🙊🙈🙉  Gdyby ktoś miał ochotę przejść się dalej niż my, to należy odbić pod bramą Royal Castle Hotel & Spa w lewo: Szczyt Borysa

Zajrzeliśmy jeszcze na plażę, zjedliśmy lokalne pyszności (, nakupiliśmy owoców czy jakoś tak to było.

W któryś dzień przetestowaliśmy też baseny pod naszym nowym mieszkankiem i odkryliśmy, że podwodne stołki barowe ułatwiają naukę pływania. Oraz, że jest to całkiem dobre miejsce do poznawania sąsiadów, turystów, informacji o okolicy. Dopatrzyliśmy się poza basenami boiska do piłki, tenisa, minigolf, siłownię na powietrzu i plac zabaw, więc bez cienia skrępowania pozwolę sobie zaprosić Ciebie czytelniku do odwiedzin💒 zajrzyj na naszą stronę

Jednego wieczoru wróciliśmy dość późno z Nessebaru na rowerach. Ostatnie 1.5 km przed osiedlem jedzie się polną drogą, a naokoło rosną wysokie łąki. Zatrzymałam się na chwilę, żeby chłonąć otaczające dźwięki. Świerszcze i żaby dawały czadu, więc sunęłam sobie powolutku i chłonęłam. Uśmiechałam się do myśli, że wrócę tu jeszcze nie raz. Czy można to nazwać jedną z form szczęścia?

Słoneczny Brzeg




















droga do domu






Zachód słońca w Nessebarze






powroty

                                        po rumuńsku "pospiesz się"

                                                            po rumuńsku "pospiesz się"

niedziela, 10 listopada 2019

New Delhi - Warszawa - niedziela

Melduje poslusznie, ze dotarlysmy do Polski ;)

Ostatni dzien spedzilysmy na luzowaniu w parku (pare ciekawych lokalsow sie do nas dosiadalo, zeby razem cos zagrac i zaspiewac, zrobic wspolne zdjecie), jedzeniu ostatnich smakolykow i oczywoscie obejrzeniu Kathakali. Kiedy szukalismy drogi na nie, oczywiscie losowy kierowca tuk tuka probowal nas oszukac mowiac, ze dzis zadnych wystepow nie bedzie i nie ma co tam isc, ale go olalysmy. Wczorajsze przedstawienie zaczelo sie od ogladania malujacych sie mezczyzn - niesamowite, z jaka precyzja wykonywali te swoje malunki i jak bardzo byli oddani sprawie. Wystep sam w sobie bylby trudny do zrozumienia, gdyby nie dlugie wytlumaczenie na poczatku, co bedziemy ogladac, poniewaz gra aktorow opierala sie o cos w rodzaju jezyka migowego, nieznane nam gesty i przeciagajace sie spiewy w obcym jezyku. Nasze bagaze czekaly, a my udalysmy sie na ostatnia kolacje w Indiach i przesiedzialysmy w kucki przy stole prawie 2 h. Pozniej z braku ubera w poblizu tuk tukiem na lotnisko - ostatnia szalona jazda z klaksonem i wciskaniem sie slalomem w szczeliny miedzy autami. Potem ok. 3 godzinny lot Cochin - New Delhi, odbieranie bagazy, koczowanie 7 h na lotnisku i lot do Warszawy. A tam chmury, deszcz, jazda do miasta, msza, obiad (nareszcie prawdziwy rosolek <3) i zdalysmy sobie sprawe z jednej rzeczy, ktora byla niedostepna przez te 3 tygodnie - ludzie naokolo rozumieja co mowimy, wiec trzeba sie pilnowac :P 
W domu na szczescie przywitala mnie moja cudowna i niezastapiona wspollokatorka Sylwia, z ktorej zoltym plecaczkiem spedzalam kazdy dzien i przechodzilam kazda trase.


slona tybetanska herbata

pedal w podloge, klakson do oporu i cisniemy
nie placz, kiedy odjade