niedziela, 24 stycznia 2016

WIGRY WIGRY WIGRY, CZYLI SZTUKA WCHODZENIA PO SCHODACH



W święta zaczęło mnie już nosić (ileż można w jednym miejscu, w cieple i ogólnie pojmowanej wygodzie), więc pomyślałam - a może tak w Suwałki? Lub do Białowieskiego PN? Albo gdziekolwiek, byle odwiedzić pomijany w dotychczasowych wyjazdach północny-wschód naszego pięknego kraju.
Wyskrobałam więc zapytanie na fb:

"Krotka pilka (wybaczcie brak polskich znakow)! Ktos ma chec wyskoczyc zaraz po nowym roku na stopa w PL pn-wsch? Plan jest taki, ze nie ma konkretnego planu: chce dojechac na stopa lub pociagiem do Suwalk lub okolic. W bagazu CIEPLY (i tylko taki, biadolenie, ze zimno nie wchodzi w gre) spiwor, cos na przebranie, mala przegrycha. Powrot okolo 4-5 stycznia. Jak ktos chetny, to odsylam do prywatnej wiadomosci. Co do noclegow - co przyniesie sytuacja. Wagabunda! :D Potem grzecznie wracamy do cywilizacji, studiow i pracy :)
Czemu tam? Bo jeszcze mnie tam nie bylo, a chce.
Czemu tak? Bo tak sie laduje baterie na caly rok!!!"


Na forum autostopowym odzew był, nakręciło się parę osób. Jest jednak daleka droga od słów do czynów, więc ostatecznie zimnolubny skład przybrał magiczną liczbę 3 :D Ale co to jest za trójka! Przedstawię moich wspaniałych kompanów podróży:
Misiek - człowiek o złotym sercu, ongiś harcerz, obecnie organizuje dzieciakom wyjazdy. Pomarańczowy Władca Wózków Widłowych, Prometeusz-na-tronie, Człowiek, który umie naprawić Dzieci Internetu. Poznaliśmy się dopiero w drodze - nocnym pociągu do Białegostoku (Uwaga!!! Zbrodnią jest mówienie Białystoku...). Okazał się nie być psychopatą - chwała mu za to! :D

Zdiagnozowany Paweł - Człowiek Bez Czapki; Honorowy Mieszkaniec Przerębli; Ten, co do Afryki wyskoczył na stopa. Dodam, że nie kojarzę osoby, która by była w stanie tyle ciekawych miejsc pokazać w mieście, o którym mawiają "tam nic nie ma". 
Zdiagnozowany na pierwszym planie (i nie jest wielbłądem). 
Nie, w Ełku nie ma takiej pustyni.

... Dlatego odsyłam do zdjęć z afrykańskiej podróży Pawła!: o tutaj ^^

W nocy z 1 na 2 stycznia wsiedliśmy z Miśkiem do pociągu - on w Bielsko-Białej, ja w Kielcach. Do Kielc podjechałam z moim cudownym, niezastąpionym bratem :D który chyba miał jeszcze nadzieję, że mnie przekona do zostania w domu.
A gdzie tam. Podróż czas zacząć!
Dworzec kolejowy w Kielcach przywitał nas zepsutym automatem z kawą, ale za to pokazywał jak kawa wygląda. Po poddaszu plątał się wesoły ochroniarz. Jest pociąg. Jest też Misiek i konduktor o niekompatybilnym poczuciu humoru (no bo jak można sprzedać darmową miejscówkę?) :D Wielkie podziękowania dla braciszka za towarzyszenie mi do tego momentu :) Żeby się zacząć aklimatyzować, rozsiedliśmy się w najzimniejszym przedziale. Kupiliśmy więc bezpłatne miejscówki i zasnęliśmy w oparach pomarańczy.

Jest Białystok! Kontakt z Pawłem (Ha! Myślałam, że też się wykruszy jak reszta) pomógł nam ustalić, co robimy dalej. Bo oczywiście planu nie było, poza tym, że fajnie by było skoczyć do jakiegoś parku narodowego, przekimać się przy -20 stopniach i przeżyć. Pojeździć na stopa.

Z Białegostoku podjechaliśmy do Moniek (Mońków?) pociągiem (weekendowy bilet IC sprawił, że się nieco rozleniwiliśmy :P), dalej na stopa pod wejście do Biebrzańskiego Parku Narodowego. 
...Zaraz zaraz! Miały być Wigry!
Oj tam oj tam. Nie jechałam nigdy. Podstawowe założenie o nie robieniu ścisłych planów zostało spełnione. Nie ma co! Nasz kierowca wiedział co w okolicy warto zobaczyć i podrzucił nas pod fortyfikacje niedaleko Osowca. Nie, żeby można tam było wchodzić... Ale! Ciup plecaki w krzaki, przysypać gałęziami i w drogę!

Nie dysponuję dużą ilością zdjęć z tego miejsca, więc będzie bardzo skromnie. Ale godnie.
 Ach... To jeszcze z pociągu, taki pęk postanowień noworocznych PKP - zawsze papier, woda i mydło
 W Mońkach to tylko na baczność
 To był moment, w którym padła Miśkowi bateria w aparacie
 I pozostał aparat w telefonie. Dobrze, że światło dawało z siebie wszystko.
 Lekko odmalować, wstawić kwiatka i można mieszkać ;D
 Człowiek i przestrzeń
 Jak się wlazło w jakąś dziurę, to takie przyjemności dla oka można było znaleźć
 Gdzieś tam po drugiej stronie rzeki ślizgały się dzieciaki na łyżwach. Dziura w ziemi. Włazimy? Znalazło się takie wejście, gdzie miałam momenty, jak ze "Świtezianki" - i chciał(a)by skoczyć, i nie chce :D Z pięterka wyżej na pięterko niżej. Niby wiem, że się nie rozplaskam, ale i tak stojąc na krawędzi sypiącego się betonu czułam się jak przed skokiem na bungiee. Z pomocą współtowarzysza M. zlazłam. I dobrze, bo by mnie ominęły najciekawsze miejsca!

 Paweł był już w drodze k'nam i po małych komplikacjach spotkaliśmy się niedaleko wejścia.
Od czego zaczął Paweł w parku? Oczywiście od le parcour po zadaszeniu wieżyczki widokowej.


 Kiedy broda zamienia się w krainę lodu, szalikiem otul twarz
 Z serii - jak tu wleźć - jak stąd zejść


Hurrraaa!... A może coś innego
wirujące kry na Biebrzy

ja nie wiem, co to za ludzie
Albo wiem. To ci, z którymi na koniec świata i jeszcze dalej.

 Nie bądźmy wybiórczy. Widoki widokami, a dziki śmietnik z rozkładającymi się szczątkami zająca też ważny.


 - Jak tu pięknie!...
- Przecież tu nic nie ma.
- ...
Prawie jak eratyk

Spotkaliśmy 2 takie zwierzaki. Jeden przed nami uciekał, a drugi do nas biegł. Zgadnij co to.
 Paweł kocha ziemniaczane kule! I zaprosił do ich spróbowania. I my aprobujemy od tamtej chwili kartacze :)

Posileni wyrwaliśmy się na kilkugodzinny spacer po dachach, jeziorach i gdzie jeszcze nogi poniosły. Wieczór w terenie po nieoświetlonej stronie Ełku.

 Natknęliśmy się na taką opuszczoną hacjendę. A nad nim tak rozgwieżdżone niebo, jakie uświadczyłam chyba po raz pierwszy.
W nocy wszystko inaczej wygląda. Jest bardziej magiczne, bardziej niezwykłe.
 PKP  w Ełku i opuszczone dachy. Z góry widok jest ciekawszy, choć wchodzi się długo i z dreszczykiem. Choć po ciemku wzrok nie sięgał do tych kilku parowozów naokoło, to naziemnie już nich sięgnęliśmy :) Jest tu sporo opuszczonych budynków (ku naszemu zaskoczeniu w jednym z nich zastaliśmy śpiącego na materacu (bez)domnego)
W końcu śnieg! W końcu zimno!

Następnego dnia zebraliśmy się w sobie i poszliśmy na spotkanie morsów w Ełku, na które P. chodzi co tydzień. Porządna rozgrzewka i tłum ludzi w każdym wieku biegającymi po śniegu w strojach kąpielowych dało takiego kopa energii, że... No, też weszliśmy :D
 ... Ale ostatnią rzeczą, o której mogłam pomyśleć biegając skostniałymi, bosymi stopami po plaży Jeziora Ełckiego było uwiecznienie nas na zdjęciu. Więc wrzucam zdjęcie z pomostu kawałek dalej od przerębli.

 Przymrożeni, doładowani

 a tu usłyszeliśmy jak jezioro śpiewa, gdy się puści po nim kawałek lodu (podpatrzone u jakiegoś Ełczczanina (:D), który w ten sposób próbował zbajerować koleżankę)

Po morsowaniu obowiązkowo kartacze i ciepły koc. Kąpiel (no, może za dużo powiedziane) okazała się tak energetycznie wykańczająca, że ścięło mnie na co najmniej 2 h. A i tak nie zanurzyłam się cała! Wieczorem zgromadziliśmy herbatkę w termosie, kiełbasy, bułki, sycylijskie wino, srajtaśmę, psiwory... Generalnie wszystko, co pomoże przetrwać noc na mrozie :P i ku zdziwieniu rodziców Pawła poszliśmy "spać na dworze", choć tak na prawdę poszliśmy spać na polu. Wyjechaliśmy autobusem na jakiś wygwizdów ełcki (gdzie kabli do latarni nie dociągają) i szliśmy i szliśmy i szliśmy... Aż żeśmy doszli do dawnego przedszkola i podobno-stodoły, czyli szkieletu z dachem. Noc w budynku opuszczonego przedszkola (w środku jest pełno małych bucików) nie ciągnęła aż tak bardzo, więc pozbieraliśmy zamarznięte drwa, znalazły się gdzieś 2 stelaże z materaców, jakiś fotel... Usiedliśmy przy ognisku z gitarą i tak przesiedzieliśmy do rana to rozmawiając, to śpiewając, to milcząc. Są momenty/miejsca/ludzie, z którymi nawet pomilczeć jest treściwie. Jeśli nie wiesz co i dlaczego gotuje Ci się w głowie, nie możesz sobie znaleźć miejsca, to chyba właśnie takiej nocy potrzebujesz. Pod gołym niebem, przy -20 stopniach siedzieć przy ognisku. Do wschodu słońca. 

3 niesamowite dni. Dzięki chłopaki!
Wracasz naładowany energią, śmierdzący ogniskiem i z nie odklejającym się uśmiechem od twarzy. I przekazujesz te fluidy wszystkim zatrzymującym się kierowcom i podwożącym Cię do "zawsze-to-kawałek-dalej". Najbardziej zapadł mi w pamięci autostop, gdzie kierowca zapakował do auta nie tylko nas, ale jeszcze babeczkę, która wyskoczyła z auta jadącego z przeciwnej strony. Zadziałała logika: no tak, jak biorą autostopowiczów, to może też się załapię :D
I się nie pomyliła. 
Ach, złapaliśmy też taksówkarza w Warszawie :D "Zawsze podwożę ludzi za pieniądze, więc pomyślałem, że raz podwiozę za darmo" - dzięęękujeeemy :D
Już trzecia taksówka złapana na stopa w mojej karierze!

Dla tych, którzy do tego miejsca dobrnęli - o co chodzi:
Metaforą, którą lubię się posługiwać, jest to, że gdy jeszcze uczymy się chodzić, jesteśmy stawiani na ruchomych schodach, które zjeżdżają w dół. Nasza rola polega na tym, aby się temu nie poddawać biernie, tylko iść w górę, żeby być chociaż na tym samym poziomie. Lub wyżej. Czyli znaleźć swoje najsłabsze punkty, rozwijać się. Tak jak męczy nas wchodzenie po schodach, tak samo praca nad sobą jest wychodzeniem poza strefę komfortu.
Ale warto, bo inni muszą przecież z nami wytrzymywać :D Nie chodzi o dostosowywanie się pod czyjeś dyktando, ale dobrze by było nie być przykrym dla innych. O nie zjechanie do poziomu 0.

A teraz ni z gruchy, ni z pietruchy Jezioro Żywieckie :D
A czemu? Bo tak! Bo z gitarą wszędzie dobrze.


... A wczoraj...
 Żeby nie było smęcenia na koniec, to powiem, że napaliłam się trochę na pluskanie się zimą w przerębli i udało się zanurzyć (tym razem po paszki :D ) w krakowskich Bagrach. No bo po co znowu chorować w zimie? Specjalne podziękowania dla współzanurzyciela, Niebieskiego Kurczaka! 
 Wejście było bardziej "gwałtowne" niż w Ełku, po schodkach drabinki. Ale klapki basenowe poprawiły znacznie komfort już po wyjściu z wody. Zawsze to przyjemniej postać mokrym na klapkach, niż na śniegu - polecam, jakby ktoś się wybierał. 
PS: Na zdjęciu jegomość, któremu smutno rozstać się z lodem. Wszyscy wyszli, lecz on dalej trwa na swoim stanowisku. Cóż, ja po 2 seriach po pół minuty wiedziałam, że wymiękam i na najbliższy tydzień mi wystarczy bycia zimną rybą ;P 
W drodze napotykaliśmy różne interesujące obiekty... Sportowe? Kosz do koszykówki? A może szubienica? Było też boisko z dwiema bramkami. Z tym, że jedna była poza ogrodzeniem boiska ;P 
I weź tu wygraj!

BAGRY BAGRY BAGRY!!! ;P
A teraz czas powrócić do sesji.