czwartek, 31 października 2019

Mumbaj - czwartek

Plyniemy na Wyspe Sloni poswiecona bogowi Shiva. Jak zwykle ktos nas chcial naciac na drozsze bilety (tym razem tansze sie skonczyly), ale przeszlysmy kawalek dalej i znalazl sie w koncu sprzedawca z odpowiadajaca nam cena. Plyniemy szara woda, minelismy dryfujace smieci - butelki pozbawione listow, kartony po napojach, pojedyncze buty, listki po lekach i inne niepotrzebne juz swiatu drobiazgi. Mysle, ze gdyby ktos zapytal je jak sie tu znalazly, pewnie odpowiedz bylaby typowo studencka - bylem z ludzmi na imprezie, a potem ocknalem sie tutaj. 
Oddalilismy sie od Bramy Indii, mijamy nowoczesna czesc Mumbaju. Smieci zostaly przy brzegu, teraz widac tylko zakotwiczone statki. Wszystkie ustawione w tym samym kierunku jak krowy, obserwuja nasz kurs ze znudzeniem.

Na wyspie Sara z Faustyna poszly do jaskini, my z Dorota w najpierw siadlysmy zmierzone niespodziewana wysoka oplata (oczywiscie dla bialych) siadlysmy na kamieniach, zeby poczekac, az dziewczyny skoncza obchodzenie wyspy. Ale kto by tak usiedzial na tylku dlugo jak wokol lataja malpy. Zaczelysmy spacerowac i przyuwazylysmy, ze ludzie wsiakaja po przeciwnej stronie niz sa kasy. I tez tam poszlysmy. Okazalo sie, ze byla bezplatna trasa widokowa na lewo od straganow, wiec nic nie stracilysmy ;) przed powrotem zajrzalysmy w jeszcze jedna sciezke, tam jakas grupa kobiet siedziala na ziemi i jadla kolorowe jedzonko. W momencie kiedy chcialam im zrobic zdjecie rzucily sie na to jedzenie malpy i im je pokradly. Kobiety probowaly walczyc, ale malpy byly zbyt pazerne i wredne, zeby cokolwiek odpuscic.
Wracajac z gory wyspy idzie sie po schodach wzdluz straganow. Tlum jest meczacy, sprzedawcy ciagle zaczepiaja. Na dole jest jeszcze kawalek trasy po plaskim do przejscia i mozna ten niezbyt dlugi odcinek przejechac pociagiem (lub przejsc w 10 minut). Mijajac wszedobylskie krowy kobieta przede mna poczestowala jedna zoltym plackiem i tak sobie zwierze ulubilo ten kolor, ze razem z druga kolezanka krowa chcialy mi zezrec zolta chustke na glowe. Cudem uszlam z zyciem przed drapieznikami z Indii.
Wracajac znowu nas chcieli naciagnac na dodatkowy bilet powrotny za 200 rupii, mimo, ze nasz za 150 byl w obie strony, ale skonczylo sie na 20 rupiach doplaty od kazdej. Potem zrobilysmy dluuuuugi, bardzo dlugi spacer po Mumbaju (gps sie zawiesil, a nie mialysmy podgladu na siatke ulic), ale wspolnymi silami dotarlysmy w koncu do naszej bezpiecznej i sprawdzonej juz wczoraj restauracji. Wczoraj uratowali mi zycie gotowanymi warzywami i ryzem, dzis odwazylam sie zjesc mieso i tez sie nie zatrulam. Jak sprawdze nazwe lokalu, to dopisze.
Potem przewalilysmy sie przez milion straganow, gdzie kazdy chce, zebys koniecznie cos kupil. Na przyklad sprzedawca zegarkow usilnie przywolywal Dorote widzac u niej na rece zegarek. Argument, ze juz ma jeden, taki sam, nie byl przekonujacy - sprzedawca twierdzil, ze mial lepszej jakosci. Dziewczyny wpadly w szal zakupow, ja troche mniej, jakos sie w koncu dowloklysmy do pokoju. Buchnal nam w twarz zapach zawilglego pokoju. Hotel Jonata w razie czego nie jest najlepszym wyborem. Powierzchnia pokoi ograniczona do minimum jak pod studenta w Krakowie, grzyb na suficie w mniejszych pokojach i wlasciciel z gatunku Januszy. Ale spac sie da. I tak tez zrobimy.
Najbardziej przykry widok. Tego psa pare godzin wczesniej minelysmy, mial wyplyniete oko, ale byl przytomny.

środa, 30 października 2019

Mumbaj - sroda

Zaczne od tego, ze wtorku w tym tygodniu nie bylo. 

No dobra, byl. Ale flaki budzily mnie w odstepach 1-2 h, wiec bylam wypruta z energii. Mialysmy zwiedzac reszte Hampi z przewodnikiem z poprzedniego dnia, ale nasi znajomi odjechali i nagle sobie wywindowal cene do gory kilkukrotnie, uzasadnial to wynajmem auta, na ktore wcale sie nie umawialysmy, wiec po dlugim meczeniu wyjasnilysmy mu, ze dziekujemy za jego uslugi i pojechalysmy tuktukiem gdzie trzeba. O 18 wsiadlysmy w nocny autobus do Mumbaju, ktory okazal sie byc strzalem w 10, bo w autobusie byly normalne lozka z zaslonkami i jednoczesnie wygodnie lezalysmy i nie tracilysmy 13 h na jazde w dzien. Niestety musialam zatrzymywac autobus w randomowych miejscach - kierowca juz nie dyskutowal widzac toczaca sie walke dobra ze zlem, moich wnetrznosci z hinduska kuchnia.

Na przystanku koncowym stala masa tuk tukow i pewien upierdliwy, siwy taksowkarz z farbowana na pomaranczowo broda nie chcial sie od nas odczepic, zagladal przez ramie co sprawdzamy na telefonie. Zamowilysmy ubera i za polowe ceny proponowanej przez naszego pomaranczowego gentelmana dojechalysmy do hotelu. Wilgoc, wszedzie wilgoc i duchota. Ale miasto piekne. 
Oceniam Mumbaj jako najlepiej zorganizowane miasto Indii jakie do tej pory widzialam. Auta zatrzymuja sie przed pasami. Te pasy w ogole sa. Sa tez swiatla i w przeciwienstwie do Delhi kierowcy je respektuja. Da sie odczuc, ze miasto dba o estetyke (stare budynki nie wygladaja obskurnie dzieki roslinom i ozdobnym kratom w oknach) oraz nowe budownictwo. Kultura jazdy jest duzo wyzsza, klaksony sa uzywane duzo rzadziej, a pieszy nie musi przebiegac w panice miedzy jadacymi autami. Miasto jest tez duzo bardziej zielone - wszedzie sa drzewa, nawet na mniejszych ulicach miedzy budynkami wyrastaja z chodnikow, klaniajac sie sasiadom i samochodom. Rozlozyste zielone parasole, chropowate pluca Mumbaju. To miasto mozesz smialo poklepac po plecach i nie bac sie, ze wyrzuci ci flegme na buta. Istotne kwestie dla mieszkancow zamieszczane sa na murach w mniej lub bardziej humorystyczny sposob.
I jeszcze jedna, chyba najwazniejsza roznica - w koncu spotykam...

Koty!

poniedziałek, 28 października 2019

Hampi - poniedzialek

Wszedzie dzisiaj widze swinie. Buszuja po haldach smieci i wyjadaja frakcje organiczna. Powiedzenie, ze "dobra swinia wszystko zje" jest bardzo trafione.

Dzis mam dosc Indii. Chcialabym opanowac sztuke teleportacji. Przeniesc sie do dobrze mi znanej, polskiej flory bakteryjnej, temperatury,  zestawu zapachow i jedzenia. W trakcie zwiedzania ruin swiatyn Vijayanagara kolo Hampi wrocilam do pokoju i ucielam sobie 4 h "drzemki". Pojechalismy potem na obiad w jakies busze, kuchnia kryta sucha trawa, plastikowe stoliki i z 10 garnkow z ktorych dostaje sie po chochelce do korytka na tacke plus porcje ryzu na lisc palmowy. Po obiedzie pojechalismy na zapore. Chlopaki przekrzykiwali sie jak dzieci, ze mamy wielkie szczescie, bo zapora jest otwarta, a ostatni raz mialo to miejsce 10 lat temu. To byl bardzo zarazliwy smiech. Pora deszczowa byla w tym roku wyjatkowo chojna i prawie cala tama wymiotowala teraz lekko metna woda.

Wieczorna aktualizacja:
Poszlysmy z Dorotka na spacer przed snem. Duzo bylo zamieszania wokol jutrzejszej podrozy do Mumbaju, poza tym duszno w pokoju i taki spacer dobrze nam zrobi. Jestesmy na wygwizdowie, wiec przeszlysmy sie iles domu w jedna strone i z powrotem. Pod hotelem sie zawahalysmy - a przejdzmy sie kawalek w druga strone. Zastalysmy siedzaca na krawezniku posrodku drogi grupe kobiet w roznym wieku i 2 mezczyzn - pomachalismy do siebie nawzajem i zawolalismy "Happy Diwali", gestem zaprosily nas, aby sie przysiasc. Chwila zastanowienia, ocena sytuacji - wygladaja przyjaznie. I sie dosiadlysmy. Kraweznik byl na tyle wysoki, ze siedzialysmy jak na krzeslach, a przechodzacy ulica szczeniak nie mogl sie przedostac na druga strone. Za chwile do kobiet dolaczyly kolejne osoby, z kazdym uscisnelysmy reke, wymienilysmy slowo. Zapraszali nas do domu na jedzenie, ale widzac nasza niepewnosc ostatecznie wyniesli krzesla przed dom i poczestowali czyms na ksztalt slodkich pieczonych/smazonych pierozkow. Wszyscy wyszli z domu lub wygladali przez okna, dzieci puszczaly na ulice sztuczne ognie rozochocone tak szeroka publika. Slodka byla ich ciekawosc i niesmialosc. Jedna kobieta szczegolnie emocjonowala sie naszym widokiem - wziela nasze twarze w dlonie i powiedziala cos w swoim jezyku wzruszona. Chcialysmy porozmawiac z tymi kobietami, ale bariera jezykowa nie pozwalala na wiecej jak podstawowe pytania - o imie, wiek dzieci, skad jestesmy. Ale i tak czuje, ze to wspomnienie zostanie z nami na dlugo. Gestem pokazalysmy, ze wracamy juz do spania. Zrobilismy jeszcze wspolne zdjecia i wrocilysmy z Dorotka do hotelu. 

niedziela, 27 października 2019

Hampi - niedziela

Zatrzymalismy sie autem pod sklepem, Mahesh poszedl po cos do picia i jedzenia. W nasze okno puka kobieta z zawiniatkiem na rekach. Pokazuje, ze chce, abysmy jej dali pieniadze. Z trudem staram sie na nia nie patrzec. Kiwnelam glowa, ze nie. Obchodzi samochod z drugiej strony i puka w szybe. Czuje, ze powinnam jej pomoc, z drugiej strony dawanie pieniedzy na ulicy jest niebezpieczne. Kobieta z dzieckiem odchodzi, zamienia ja staruszek w okularach. Obchodzi auto, stuka lekko w szybe, zeby go wesprzec. Dolacza do niego inna kobieta. Rupesh blokuje drzwi od srodka i rozmawia z nami dalej, a mi w glowie wiruja wyrzuty sumienia. Klasa najbiedniejsza stanowi tu 40%. Pod jednym ze sklepow lamiac sie wyciagnelysmy portfel, zeby wspomoc jedna kobiete i nagle skads wyroslo kilka kolejnych. Indie.

Mijamy wioski. Idzie kolorowy tlum, kobiety w zloconych sari, mezczyzni w bieli, slychac bebny i spiew. Tlum niesie na podniesieniu skrywajaca cos biala chuste obsypana kwiatami.
- To pogrzeb - powiedzial Rupesh - zegnaja zmarlego ze spiewem, zyczac mu, zeby tam bylo mu lepiej.

Do Hampi z Hyderabadu prowadzi na niektorych odcinkach bita, wyboista droga, 370 km zajmuje okolo 7-8 h. Od czasu do czasu droge zachodza krowy, stada koz. W miastach bezpanskie swinie i ludzie robiacy zakupy na swieto Diwali.
W pewnym momencie poprosilam Rupesha o zatrzymanie sie, jak bedzie gdzies toaleta. Z braku laku zatrzymalismy sie kolo krzakow z kopa siana. Chlopaki zbadali teren, wiec z Dorotka poszlysmy wyregulowac poziom plynow w organizmie. Za sianem czekaly na nas 3 mlode krowy. Ich wzrok zdawal sie pytac "mozemy sobie zrobic z wami selfie?"

Jesli chodzi o zawily ruch na drodze - ludzie wykorzystuja dowolnie oba pasy jezdni - jazda srodkiem lub calkiem pod prad jest ok, bo po co stac w korku, jesli drugi pas jest wolny, a skutery zjezdzaja na pobocze. Trudno tak naprawde okreslic kto jedzie ktorym pasem, ruch niby lewostronny, ale jakby jednak kazdostronny.

Jedziemy juz ktoras godzine, wlasnie obudzilam sie z poczuciem, ze lepie sie wygrzana sloncem przebijajacym sie przez szybe. Odkleilam plecy od oparcia fotela i patrze srednio zorientowanym wzrokiem na otoczenie? Gdzie wlasciwie jestem? Gdzie jedziemy i po co? Co to za ludzie? Po chwili mysli wrocily na swoje miejsce. Jestem w Indiach, obok drzemie Dorotka i Sara. Jedziemy do Hampi na Diwali, czyli swieto swiatla.

Jest 19, slonce juz zaszlo. Zeszlismy ze skal, gdzie zdazylismy zobaczyc przepiekna koncowke zachodu. Wchodzilo sie tam po kilkuset stopniach, z ktorych kazdy mial zoltoczerwona kropke. Niestety jest maly problem z naszym noclegiem, rzeka wezbrala i odciela droge dojazdowa do naszego hotelu. Jestesmy na zadupiu, ale w razie gdybysmy nie znalezli niczego, przespimy sie w aucie.

Zatrzymalismy sie na chwile pod jedba z chat. Okolo 8-letnia dziewczynka tanczy boso bez muzyki i bawi sie sznurkiem. Przyszedl stary mezczyzna w okularach, przekazal dziewczynce pieniadze, przyniosla mu mala paczuszke. 
Dach domu jest zrobiony z poskrecanych ze soba galezi i zarzuconej plachty, tak samo sciany. Z zewnatrz dom jest okryty suchymi liscmi. Wejscie bez drzwi jest przystrojone kwiatami. W izbie stoi proste lozko, wisi polka lazienkowa.
Dziewczynka dalej sobie spiewa, rozciaga stopy na sznurku - wyglada, jakby bawila sie w najlepsze.
Mieszkancy wioski poprzystrajali swoje domy sznurami zoltych i pomaranczowych kwiatow, swiatelkami, wychodza na ulice, odwiedzaja sie nawzajem i ciesza ze swieta Diwali. Pare razy z daleka rozblysly fajerwerki.

Update z noclegiem:
Udalo nam sie znalezc hotel z wolnymi pokojami kilkadziesiat km dalej w wiekszej miejscowosci, spedzimy tu 2 dni.

sobota, 26 października 2019

Hyderabad - sobota, dzien kota

Jest 1:20 w nocy, z pol h temu wrocilysmy do pokoi. Duzo by opisywac, zdjec nie moge wrzucic, bo wykoncze internety, wiec napisze skrotowo:
Wieeelkie muzeum Salar Young
Charminar - indomuzulmanski punkt widokowy/brama wjazdowa/meczet + bardzo rozlegly plac z bazarem rozlewajacym sie po calej dzielnicy - niemalo nachalnych i zebrzacych ludzi
Jakies jezioro i statua, ale bylam padnieta i ucielam komara 
msza po angielsku (podobno :P )
Jedzonko uliczne
Wiza w domu Mahesha - swietowanie Diwali z jego mama, potem z zona, coreczkami, tesciowa i babcia, Eshwarem (przyjaciel Doro, tez z nami wszedzie jezdzil) i szwagrem Mahesha. Bylo uroczo, wesolo i mam wiele obserwacji jesli chodzi o roznice w relacjach rodzinnych u nas, a tutaj, ale o tym kiedy indziej, bo padam ze zmeczenia. Jutro z rana czeka nas kolejna dluga podroz do Hampi.

piątek, 25 października 2019

Hyderabad - piatek wieczor

Wczorajszy dzien byl na na tyle absorbujacy, ze w ciagu dnia nie zdazylam zrobic wpisu, a wieczorem nie mialysmy w pokoju dostepu do internetu i nie mialam jak zrobic wpisu. Mahesh, Ishwar i Rupesh, ktorzy ogarneli nam po kosztach nocleg w pieknym hotelu Metropolis (ąę, zlocenia na wejsciu, panorama na miasto i milion pstryczkow na scianach) pokazali nam pare miejsc objazdowo, koniec koncow zatrzymalismy sie, aby sprobowac "najlepszej herbaty w miescie!" (jej wyjatkowosc opiera sie prawdopodobnie na mleku skondensowanym), maly, niepozorny bar "Blue Sea" ze slodkosciami na rogu jednej z ulic. Bylysmy w kosciele (z okna widzimy jeszcze 2 inne). Hyderabad jest w duzej mierze muzulmanski, co podobno mozna poznac juz po nazwie miasta. Mahesh mial zaplacic dzisiaj za szkole corki (ma dwie male, slodkie jak wczesniej wypita herbata dziewczynki <3), wiec stalysmy jak zaczarowane i przygladalysmy sie w miedzyczasie jak wyglada hinduska lekcja WF-u dla dziewczynek. Biegajace slodziaki w mundurkach i dlugich, czarnych warkoczach.
Na 4 h przepadlismy w forcie Golconda - piekny, ogromny fort. Niestety dzis wszystko dzialo sie bez Sary - wolala odpoczac w pokoju i wydobrzec. 
Jak zwykle w takim miejscu bylysmy atrakcja turystyczna i ludzie prosili nas o wspolne zdjecie. Bylo smiesznie, ale pod koniec juz troche skapcanialam od wszystkich lekow i chcialam juz tylko wrocic do pokoju. Dluuugo jechalismy do hotelu, korki nie umywaja sie do tych w New Delhi, ale tez sa pokazne. Nasza uwage zwrocil maly znudzony chlopiec na tylniej szybie ktoregos z mijanych samochodow.
Przespalysmy sie troche, Mahesh z Rupeshem przyjechali po nas i rzucilysmy, ze moze bysmy sie wybrali na karaoke? Panowie nic nam nie mowiac, ze dzis karaoke nigdzie nie ma, zaczeli dzwonic po znajomych i jak sie pozniej okazalo - zorganizowali nam karaoke w jednym z hoteli. Jechalismy tam z 1.5 h przez rozswietlone miasto i juz sie mialam pytac, co to za klub na obrzezach, kiedy dotarlysmy do tryskajacego luksusem Novotelu. Oczywiscie grali tam znajomi Mahesha - dziewczyna, ktora wygrala krajowy konkurs karaoke i ma niedlugo jechac do Szwecji na kolejny etap.
Moze nam sie nie poprzewraca w glowach od tego dobrobytu :P
Wrocilysmy do siebie kolo 1:30.

czwartek, 24 października 2019

czekajac na odlot

Hej!
Wczorajszy dzien jeszcze troche nas trzyma, konfrontacja z tutejsza flora bakteryjna, a moze klimatyzacja, zapach amoniaku w drodze do Agry, upal od 9 rano, mala ilosc snu, kiepskie jedzenie w niesprawdzonej restauracji zrobila nam sporo zamieszania. Helikopter w glowie i flakach, goraczka, bol stawow wylaczyly polowe ekipy z dzisiejszego zwiedzania, wiec siedzimy z Faustyna na recepcji i czekamy na lepsze czasy. Sara zbila goraczke, Dorota twardo sie trzyma, wiec pojechaly zobaczyc wizytowke New Delhi - wielki Lotos.

Wieczorem mamy ladowac w Hyderabadzie, skad zabiera nas Mahesh, znajomy Doroty. Super czlowiek, pomogl nam ogarnac wiekszosc wyjazdu i wszedzie ma znajomych lub znajomych znajomych, z ktorymi bedziemy spedzac czas.

Dalej siedzimy na recepcji i tak mysle o tym, co widzialam. Codziennie, gdy wychodzilysmy na miasto, mijalysmy te sama starsza, wychudzona kobiete. Siedziala sama lub w towarzystwie starszego mezczyzny lub mlodej kobiety i ze skupieniem wartym najwyzszej sprawy nawlekala na nitke kwiaty w kolorze szafranu. Widzialysmy ja gdy wracalysmy wieczorem. Siedziala po turecku w malej wnece w budynkach, ich wielkosc nie przekracza wielkosci standardowego stolu, wiec nie sposob bylo rozprostowac nog. Wygladala, jakby w to miejsce wrosla, spedzala w nim cale swoje zycie i plotla kwiaty. Ciekawa jestem skad bierze sie jej cierpliwosc. Czy to kwestia tego, ze na nic nie ma juz wplywu? Ze musi sie na czyms tak silnie skupic, zeby wciaz jeszcze trwac?

Duzo czesciej niz w Europie zauwazam wady genetyczne - czy to przez zanieczyszczone srodowisko? Ci, ktorym los odebral reke lub noge leza na ulicach, ale nie ma w ich zebraniu. Nie sa pogardzani, nikt nie patrzy z odraza na bezdomnych, biednych, nie przegania policja. Pomagaja sobie nawzajem na ile moga. Kazdy chce robic cokolwiek, aby tylko zarobic. Ich bieda nie wynika z lenistwa czy pijanstwa. Jeszcze dluga droga przed Indiami, aby wyjsc na prosta. Od kierowcy, ktory wiozl nas do Agry dowiedzialam sie, ze ostatnich 5 latach zrobiono 2 istotne, choc wydawaloby sie, prozaiczne rzeczy: wydano za darmo wszystkim mieszkancom niezaleznie od statusu spolecznego dokument tozsamosci i darmowe konto bankowe.

Zapiski z samolotu:
Zwiedzilysmy z Sara hale bagazowa, bo w naszych plecakach WYKRYTO powerbanki. Poczulysmy sie jak terrorystki i VIPy jednoczesnie, kiedy usmiechnieta od ucha do ucha pani z obslugi spicejeta poprosila nas na boczek, a potem do strefy tylko dla personelu. Sprzetu nie odzyskamy, ale bylo warto :D

W samolocie Sara siedziala osobno kolo 2 Hindusow. Opowiedziala im o naszym planie wycieczki i kazdy etap skrytykowali jako beznadziejny wybor, ze powinnysmy jechac do Jaipuru (i nie tylko), pokazywali jej zdjecia, a o Mombaju powiedzieli, ze nic tam nie ma (mmm czy nie podobna opinie slyszalysmy o New Delhi w rzekomych rzadowych instytucjach, ktore pod przykrywka zagrożenia malaria chcialy nam opchnac wycieczke?). W pewnym momencie Dorota nie wytrzymala slyszac ich komentarze wydusila: "A wez mu powiedz... <tu zwiesila glos szukajac wyrafinowanego slowa> ... Zeby sie nie wpier*alal".
Sara dostala wizytowke - chyba na wypadek gdyby sie rozmyslila i chciala zmienic plan naszej beznadziejnej wycieczki ;)

Z Hotelu:
Mahesh i jego 2 znajomych odebrali nas z lotniska i odwiezli bezpiecznie do pieknego hotelu. W takich warunkach to mozna odchorowywac :P za 4 minuty polnoc, wiec na tym zakoncze.

środa, 23 października 2019

New Delhi - dzien 4 - krotko i na temat

Dobrze, ze mamy kibel blisko umywalki, bo dzis bakterie mnie zawiodly. Nie mam silki na dluzsze pisanie.
Taj Mahal mimo to zachwycajacy. Z kazdej strony.
Pozdro 600.

wtorek, 22 października 2019

Indie - New Delhi - dzien 3

Jutro jedziemy o 5 rano, wiec napisze tylko, ze zyjemy i plus minus gdzie sie wluczylysmy:
Rashtrapati Bhavan - palace prezydenckie
Vijay Chowk - fajny punkt widokowy, ale policja nie wpuscila
Parlament ogladalysmy z daleka, bo do polityki lepiej sie nie zblizac :P
Widzialysmy po drodze mase dzieci bawiacych sie slodko na trawie. Chyba z setka dziewczynek poubieranych w jednakowe mundurki. Gd im odmachalysmy, zaczely do nas biec, zeby nas dotknac, podac reke, powiedziec cos. Male slodkie dziewczynki z najszerszymi usmiechami pod sloncem. Najmilszy moment dnia.
Doszlysmt do India Gate - wielka brama Indii, tam milion wycieczek szkolnych, otoczenie przerazajaco glodne zdjec z bialym czlowiekiem.
Narodowa galeria sztuki wspolczesnej - 2 h w obrazkach i labiryntach muzeum
Riksza pod Ogrod Lodich - ogromny park i podejrzane lody, na ktore skusilysmy sie na glodzie. Zaszlysmy do grobowca, kolo ktorego mieszkaly zielone papugi.
Meczet Bara Gumbad i grobowiec - tu spotkalysmy muzyka z Indii, ktory mieszka to tu, to w Stanach
Dalej metrem myslalysmy, ze ogarniamy, ale troche nie wyszlo i z malymi poprawkami na trasie dojechalysmy juz po ciemku do Birla Mandir - swiatynia bostw Lakshmi Narayan (mam nadzieje, ze nie przekrecilam :P) - ze wzgledu na mroki mialysmy z niej zrezygnowac, ale bylo warto. Nie mozna bylo wejsc do srodka z telefonem, wiec foteczka tylko z zewnatrz. Ale dzieki temu mozna bylo wiecej podumac. Potem emocjonujacy powrot riksza w nasze okolice, kokos, obiadokolacja, wymiana waluty (najpierw chcieli oszukac z kursem, po czym sie rypneli na wlasna niekorzysc - karma wraca).
O swicie ruszamy w odswietnych kieckach na spotkanie z Taj Mahalem. Nauczona wczorajszym doswiadczeniem wrzuce pare foteczek, zeby nie stracic wpisu.