poniedziałek, 28 października 2019

Hampi - poniedzialek

Wszedzie dzisiaj widze swinie. Buszuja po haldach smieci i wyjadaja frakcje organiczna. Powiedzenie, ze "dobra swinia wszystko zje" jest bardzo trafione.

Dzis mam dosc Indii. Chcialabym opanowac sztuke teleportacji. Przeniesc sie do dobrze mi znanej, polskiej flory bakteryjnej, temperatury,  zestawu zapachow i jedzenia. W trakcie zwiedzania ruin swiatyn Vijayanagara kolo Hampi wrocilam do pokoju i ucielam sobie 4 h "drzemki". Pojechalismy potem na obiad w jakies busze, kuchnia kryta sucha trawa, plastikowe stoliki i z 10 garnkow z ktorych dostaje sie po chochelce do korytka na tacke plus porcje ryzu na lisc palmowy. Po obiedzie pojechalismy na zapore. Chlopaki przekrzykiwali sie jak dzieci, ze mamy wielkie szczescie, bo zapora jest otwarta, a ostatni raz mialo to miejsce 10 lat temu. To byl bardzo zarazliwy smiech. Pora deszczowa byla w tym roku wyjatkowo chojna i prawie cala tama wymiotowala teraz lekko metna woda.

Wieczorna aktualizacja:
Poszlysmy z Dorotka na spacer przed snem. Duzo bylo zamieszania wokol jutrzejszej podrozy do Mumbaju, poza tym duszno w pokoju i taki spacer dobrze nam zrobi. Jestesmy na wygwizdowie, wiec przeszlysmy sie iles domu w jedna strone i z powrotem. Pod hotelem sie zawahalysmy - a przejdzmy sie kawalek w druga strone. Zastalysmy siedzaca na krawezniku posrodku drogi grupe kobiet w roznym wieku i 2 mezczyzn - pomachalismy do siebie nawzajem i zawolalismy "Happy Diwali", gestem zaprosily nas, aby sie przysiasc. Chwila zastanowienia, ocena sytuacji - wygladaja przyjaznie. I sie dosiadlysmy. Kraweznik byl na tyle wysoki, ze siedzialysmy jak na krzeslach, a przechodzacy ulica szczeniak nie mogl sie przedostac na druga strone. Za chwile do kobiet dolaczyly kolejne osoby, z kazdym uscisnelysmy reke, wymienilysmy slowo. Zapraszali nas do domu na jedzenie, ale widzac nasza niepewnosc ostatecznie wyniesli krzesla przed dom i poczestowali czyms na ksztalt slodkich pieczonych/smazonych pierozkow. Wszyscy wyszli z domu lub wygladali przez okna, dzieci puszczaly na ulice sztuczne ognie rozochocone tak szeroka publika. Slodka byla ich ciekawosc i niesmialosc. Jedna kobieta szczegolnie emocjonowala sie naszym widokiem - wziela nasze twarze w dlonie i powiedziala cos w swoim jezyku wzruszona. Chcialysmy porozmawiac z tymi kobietami, ale bariera jezykowa nie pozwalala na wiecej jak podstawowe pytania - o imie, wiek dzieci, skad jestesmy. Ale i tak czuje, ze to wspomnienie zostanie z nami na dlugo. Gestem pokazalysmy, ze wracamy juz do spania. Zrobilismy jeszcze wspolne zdjecia i wrocilysmy z Dorotka do hotelu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz