czwartek, 31 października 2019

Mumbaj - czwartek

Plyniemy na Wyspe Sloni poswiecona bogowi Shiva. Jak zwykle ktos nas chcial naciac na drozsze bilety (tym razem tansze sie skonczyly), ale przeszlysmy kawalek dalej i znalazl sie w koncu sprzedawca z odpowiadajaca nam cena. Plyniemy szara woda, minelismy dryfujace smieci - butelki pozbawione listow, kartony po napojach, pojedyncze buty, listki po lekach i inne niepotrzebne juz swiatu drobiazgi. Mysle, ze gdyby ktos zapytal je jak sie tu znalazly, pewnie odpowiedz bylaby typowo studencka - bylem z ludzmi na imprezie, a potem ocknalem sie tutaj. 
Oddalilismy sie od Bramy Indii, mijamy nowoczesna czesc Mumbaju. Smieci zostaly przy brzegu, teraz widac tylko zakotwiczone statki. Wszystkie ustawione w tym samym kierunku jak krowy, obserwuja nasz kurs ze znudzeniem.

Na wyspie Sara z Faustyna poszly do jaskini, my z Dorota w najpierw siadlysmy zmierzone niespodziewana wysoka oplata (oczywiscie dla bialych) siadlysmy na kamieniach, zeby poczekac, az dziewczyny skoncza obchodzenie wyspy. Ale kto by tak usiedzial na tylku dlugo jak wokol lataja malpy. Zaczelysmy spacerowac i przyuwazylysmy, ze ludzie wsiakaja po przeciwnej stronie niz sa kasy. I tez tam poszlysmy. Okazalo sie, ze byla bezplatna trasa widokowa na lewo od straganow, wiec nic nie stracilysmy ;) przed powrotem zajrzalysmy w jeszcze jedna sciezke, tam jakas grupa kobiet siedziala na ziemi i jadla kolorowe jedzonko. W momencie kiedy chcialam im zrobic zdjecie rzucily sie na to jedzenie malpy i im je pokradly. Kobiety probowaly walczyc, ale malpy byly zbyt pazerne i wredne, zeby cokolwiek odpuscic.
Wracajac z gory wyspy idzie sie po schodach wzdluz straganow. Tlum jest meczacy, sprzedawcy ciagle zaczepiaja. Na dole jest jeszcze kawalek trasy po plaskim do przejscia i mozna ten niezbyt dlugi odcinek przejechac pociagiem (lub przejsc w 10 minut). Mijajac wszedobylskie krowy kobieta przede mna poczestowala jedna zoltym plackiem i tak sobie zwierze ulubilo ten kolor, ze razem z druga kolezanka krowa chcialy mi zezrec zolta chustke na glowe. Cudem uszlam z zyciem przed drapieznikami z Indii.
Wracajac znowu nas chcieli naciagnac na dodatkowy bilet powrotny za 200 rupii, mimo, ze nasz za 150 byl w obie strony, ale skonczylo sie na 20 rupiach doplaty od kazdej. Potem zrobilysmy dluuuuugi, bardzo dlugi spacer po Mumbaju (gps sie zawiesil, a nie mialysmy podgladu na siatke ulic), ale wspolnymi silami dotarlysmy w koncu do naszej bezpiecznej i sprawdzonej juz wczoraj restauracji. Wczoraj uratowali mi zycie gotowanymi warzywami i ryzem, dzis odwazylam sie zjesc mieso i tez sie nie zatrulam. Jak sprawdze nazwe lokalu, to dopisze.
Potem przewalilysmy sie przez milion straganow, gdzie kazdy chce, zebys koniecznie cos kupil. Na przyklad sprzedawca zegarkow usilnie przywolywal Dorote widzac u niej na rece zegarek. Argument, ze juz ma jeden, taki sam, nie byl przekonujacy - sprzedawca twierdzil, ze mial lepszej jakosci. Dziewczyny wpadly w szal zakupow, ja troche mniej, jakos sie w koncu dowloklysmy do pokoju. Buchnal nam w twarz zapach zawilglego pokoju. Hotel Jonata w razie czego nie jest najlepszym wyborem. Powierzchnia pokoi ograniczona do minimum jak pod studenta w Krakowie, grzyb na suficie w mniejszych pokojach i wlasciciel z gatunku Januszy. Ale spac sie da. I tak tez zrobimy.
Najbardziej przykry widok. Tego psa pare godzin wczesniej minelysmy, mial wyplyniete oko, ale byl przytomny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz