piątek, 1 listopada 2019

Mumbaj / Anjuna (Goa) - piatek/sobota

Piatek przed 19

Jedziemy w wielka ulewe na lotnisko. Niektore auta jada na awaryjnych swiatlach. Skutery uparcie cisna do przodu. Nie musze dodawac, ze wiele kierowcow nie ma kaskow, wiec sa przemoczeni jakby wskoczyli do basenu. Blekitna koszula pod takim naporem wody wyglada jak przyklejona do spoconej skory reklamowka. Na nas nie spadla jeszcze ani kropla, jadlysmy obiad, gdy przyszla pierwsza, slabsza fala deszczu. Wsiadlysmy do ubera zanim przyszla druga, wieksza. Deszcz rzuca nam sie desperacko o szybe, jakby chcial sprawdzic, czy na pewno wszystko szczelnie zamkniete.

Wybralysmy sie z hotelu po 10 - do wtedy mialysmy wykwaterowanie, a wlasciciel nie byl skory przechowac nam bagaze (a raczej byl, ale w cenie pokoju). Objuczone plecakami poszlysmy na ostatnie mango lassi w Mumbaju, do kosciola (w koncu 1 listopada) i uberem podjechalysmy do kina na (jak sie pozniej okazalo) dzis wchodzacy "Ujda Chaman" po hindusku. Poprosilysmy o bilet na "Housefull", ale sprzedawca nas olal i sprzedal nam co innego. Zorientowalysmy sie juz w trakcie seansu, ale uznalysmy, ze to tez mozemy obejrzec. I nie zalujemy. Glowny aktor niewiele mowil, nie stwarzal zatem trudnosci jezykowych :P

Sobota 5:58
Doczekalysmy z Dorota i Sara do tej godziny, zeby zobaczyc wschod slonca kolo naszego domku nad oceanem. Glebokie rozmowy nad ranem najlepiej sie tocza, a fale brzmia cudownie. Stoimy zauroczone i czekamy na pierwsze promienie slonca i nagle... Uswiadomilysmy sobie, ze skoro ocean w stosunku do Goa jest na zachod, to wschod bedzie za naszymi plecami i dachami chatek xD ale i tak jest pieknie posluchac tych przewalajacych sie mas wody. Nagralam sobie ten dzwiek. Milczymy we 3 jak zaklete.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz