czwartek, 7 listopada 2019

Aleppey, Kerala - czwartek

Dzis wrocilysmy do domu jeszcze za widna, wybralysmy sie na calodzienna wycieczke lodziami po okolicy. Dorota znalazla te opcje przez internet, ale pozniej wlasciciel nieswiadomie polecil nam to samo, tylko w nizszej cenie. Od 8 rano do 16-17 plywalismy - najpierw promem, ktory pelnil tu role autobusu, potem zostalismy pozywieni, napojeni poplynelismy mniejsza lodzia (my 4 i nasz przewodnik) przez wielka rzeke, ktora stawala sie coraz wezsza, przechodzila w kanaly, meandrowala miedzy palmami i domkami z trawiastym dachem. Tempo bylo bardzo spokojne, starszy pan wioslujacy z tylu co jakis czas powoli zanurzal wioslo, dostojnym ruchem przesuwal porcje wody i wynurzal. Od czasu do czasu sie usmiechal i zagadywal. Mial w zapasie jeszcze 2 wiosla, wiec zlapalysmy za nie i pchalysmy ten nasz dobytek do przodu. Obserwowalysmy z poziomu wody jak wyglada codziennosc mieszkancow - dzis byl chyba narodowy dzien praczy, bo kogo nie widzialysmy, to tlukl te biedne ubrania o kamien, pienil, szamotal w wodzie i w koncu zadowolony wyrzymal i odkladal na kupke. 
Duzo kwiatow wodnych, kajakow, lodzi uwiazanych przy brzegu. Po paru godzinach plyniecia zatrzymalismy sie na obiad, a wczesniej jeszcze na swiezo skrojone ananasy, prazony groszek (czy co to moglo byc) i inne smakolyki (niektore wygladaly zbyt podejrzanie, abym sie skusila). Obiad jedlismy na jednorazowych talerzach. Ale nie takich zrobionych z plastiku. Dostalismy na stol lisc bananowca i na to nakladano po kolei ryz i sosy.

Dojscie do wychodka prowadzilo po prowizorycznie zwiazanych kawalkach drewna i blachy, co stanowilo czesc osobliwej atrakcji po tak egzotycznym posilku. Wciaz nie jestem pewna jak mam komus odmawiac, zeby mnie zrozumiano - hindusi kreca glowa na boki, kiedy sa z czegos zadowoleni, zgadzaja sie lub chca do czegos zachecic. I jak tu powiedziec jasno, ze juz nie chcesz dokladki, kiedy samo slowo nie wystarcza?

Ostatni etap podrozy odbyl sie promem, ktorym plynely dzieciaki z gimnazjum w mundurkach. Chlopcy z przodu, dziewczynki z tylu i do nich dolaczylysmy. Po przelamaniu niesmialosci zaczela do nas zagadywac jedna z dziewczynek, zaprosila, zeby sie dosiasc i zaczela sie rozmowa o tym, co dziewczyny w tym wieku interesuje najbardziej - czy mamy mezow/chlopakow, jak zyjemy. My dopytalysmy jak dla nich wyglada codziennosc. Ich rodzice nie zgadzaja sie na posiadanie drugiej polowki w tym wieku (16-17 lat) a malzenstwo bedzie w przyszlosci ustawione przez rodzicow. "Jesli rodzice beda szczesliwi, to i ja bede szczesliwa" odpowiedziala z przepieknym usmiechem jedna z dziewczyn zapytana o jej zapatrywania na takie malzenstwo.

Doplynelismy na miejsce o czym poinformowal nas nasz przezabawny przewodnik. Wywiazalo sie na brzegu nieporozumienie, bo podszedl do nas obcy nam facet i kazal zaplacic sobie za wycieczke, mimo, ze ustalilysmy, ze zrobimy to w hotelu. Koniec koncow okazalo sie, ze mozemy mu zaplacic, ale sytuacja byla mocno niejasna z poczatku, bo gosc wylonil sie z nikad i nie byl obecny na zadnym etapie wycieczki. Telefon do hotelu wyjasnil wszystko, wiec po problemie.

Jeszcze jedna sytuacja, a moze bardziej osoba tutaj zwrocila nasza uwage - w tym samym domu (nasz hotel to wlasciwie jeden duzy dom) wynajmuje pokoj sliczna dziewczyna zaraz po szkole. Mloda Niemka postanowila zrobic sobie pare miesiecy przerwy przed studiami, podrozuje, pracuje gdzie jej sie uda. Pokazala nam zdjecia z Nepalu, gdzie byla wczesniej i chodzila po gorach. Jakie bylo nasze zaskoczenie, kiedy okazalo sie, ze poza odwaga ma tez proteze nogi. Tyle pokory i dobrej energii w jednym ciele. I odwagi, na ktora malo kto by sie zdobyl.

Teraz jest juz calkowicie ciemno. Poszwendalysmy sie po okolicy, uzupelnilysmy poziom plynow i cukrow, zapoznalysmy sie z zyciem lokalsow po zmroku i... Nikt nas nie pobil, nie okradl w tych niezwykle groznych "zwlaszcza dla kobiet" Indiach. Nie jest tak zle jak opisuja.
Koncze, bo jutro z rana bedziemy sie wygibasowac na plazy. Cwiczyc joge znaczy sie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz