poniedziałek, 4 listopada 2019

Goa - poniedzialek

Ostatnie podrygi w szostke. Dzis Rupesh i Mahesh zbierali sie na samolot. Ten co prawda mial byc dopiero wieczorem, ale wczesniej chcieli jechac do kasyna, ktore jest tutaj zaraz po oceanie glowna rozrywka. Po wczorajszym wieczorze (dla niektorych skonczyl sie wyjatkowo pozno) leniwie zbieralismy sily i przedpoludnie minelo na siedzeniu przy stole, jedzeniu i sluchaniu szumu fal i szumow z pobliskiej dyskoteki, ktora troche za ostro podkrecala sprzet jak na taka godzine. Rozstanie wisialo w powietrzu, ale ciagle przeciagalo sie, bo Mahesha walizke zaatakowaly mrowki i musial wszystko rozbebeszyc.

Z Dorotka wybralysmy sie na spacer wzdluz plazy, zaczepiane co pare metrow czy nie chcemy poplywac na dmuchanym bananie albo motorowce. Odmowilysmy tym wszystkim niewatpliwym przyjemnosciom i wybralysmy radosci dla biedoty, czyli pluskanie sie w oceanie bez dodatkow. Skalalysmy na atakujace nas fale, przewracalysmy sie pod ich naporem, smialysmy z kolejnych uderzen morskiej piany i koniec koncow Dorocie morska piana sciagnela okulary z twarzy i wciagnela w odmety. I pozostawilysmy zupelnie niechcacy smiecia w oceanie. 
Spacerujac po plazy spotkalysmy opalajace sie stadko krow.

Ostatnie zdjecia z chlopakami i pozegnanie. Szkoda sie z nimi rozstawac. Dziewczyny ubolewaja, ze za tydzien bedziemy juz z powrotem w Polsce. A ja czuje, ze tesknie za swoja codziennoscia, vhoc bedac w pracy bede sie zastanawiac jak moglam tak myslec :P 

20:07
Jest juz calkowicie ciemno, zachod slonca ogladalysmy grajac w tabu. Caly dzien towarzysza nam swieze, owocowe soki. To byl najbardziej sielankowy dzien z calego naszego wyjazdu. Plaze sa teraz dosc puste, glownymi goscmi sa psy i krowy.
Jeden klub usilnie probuje jeszcze przyciagnac ludzi transowa muzyka i mocnymi basami, ale chyba zrozumieli, ze nic z tego i w koncu ja wylaczyli. Nareszcie slychac fale.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz