środa, 6 listopada 2019

Aleppey, Kerala - sroda

Hej! Wszystkie cale i zdrowe kontemplujemy piekno dzisiejszego dnia. Przylecialysmy kolo 1 w nocy z Goa, noc spedzilysmy na lotnisku i rano plan byl taki, zeby pojechac na plantacje herbaty, a potem sie zakwaterowac. Przegralysmy jednak z aplikacja, przez ktora mialysmy zamowic przejazd na nieznane nam miejsce - wymagala przedplaty i nie przyjmowala naszej karty. Byla jeszcze opcja wziac taksowke, potem jeepa i jakos sie tam dotarabanic z plecakami, ale nocne zmeczenie i wizja tarabanienia sie z calym bagazem kilkoma srodkami transportu za dosc wysoka cene nas przekonala, ze sorry plantacjo, ale sie dzis nie zobaczymy.
Pod naszym domem jest kon i je trawe z kajaka. Jest tez maly slodziutki chlopiec, ktory jest oczkiem w glowie gospodarza.
Jest parno, resztkami sil doczlapalysmy sie do masarzystow poleconych przez gospodarza. Godzina mietolenia w ajurwedyjskich olejkach minela jak z bicza strzelil. Masaz odbywal sie na wielkim, drewnianym stole z wyzlobieniami na splywajace olejki. Kazdy centymetr ciala zostal odprezony i po wyjsciu zaczepam zie zastanawiac, dlaczego ja w Polsce nie chodze regularnie na masaze... A, juz wiem - nie stac mnie xD
Potem byl malo istotny element wloczenia sie po okolicy, szukanie poczty, miejsca na obiad, az w koncu wyladowalysmy na plazy i ogladalysmy zachod slonca.

Te wypocinki skrobie ociakajac potem i bujajac sie na balkonie w hamaczku. Pozdrawiam serdecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz