czwartek, 24 października 2019

czekajac na odlot

Hej!
Wczorajszy dzien jeszcze troche nas trzyma, konfrontacja z tutejsza flora bakteryjna, a moze klimatyzacja, zapach amoniaku w drodze do Agry, upal od 9 rano, mala ilosc snu, kiepskie jedzenie w niesprawdzonej restauracji zrobila nam sporo zamieszania. Helikopter w glowie i flakach, goraczka, bol stawow wylaczyly polowe ekipy z dzisiejszego zwiedzania, wiec siedzimy z Faustyna na recepcji i czekamy na lepsze czasy. Sara zbila goraczke, Dorota twardo sie trzyma, wiec pojechaly zobaczyc wizytowke New Delhi - wielki Lotos.

Wieczorem mamy ladowac w Hyderabadzie, skad zabiera nas Mahesh, znajomy Doroty. Super czlowiek, pomogl nam ogarnac wiekszosc wyjazdu i wszedzie ma znajomych lub znajomych znajomych, z ktorymi bedziemy spedzac czas.

Dalej siedzimy na recepcji i tak mysle o tym, co widzialam. Codziennie, gdy wychodzilysmy na miasto, mijalysmy te sama starsza, wychudzona kobiete. Siedziala sama lub w towarzystwie starszego mezczyzny lub mlodej kobiety i ze skupieniem wartym najwyzszej sprawy nawlekala na nitke kwiaty w kolorze szafranu. Widzialysmy ja gdy wracalysmy wieczorem. Siedziala po turecku w malej wnece w budynkach, ich wielkosc nie przekracza wielkosci standardowego stolu, wiec nie sposob bylo rozprostowac nog. Wygladala, jakby w to miejsce wrosla, spedzala w nim cale swoje zycie i plotla kwiaty. Ciekawa jestem skad bierze sie jej cierpliwosc. Czy to kwestia tego, ze na nic nie ma juz wplywu? Ze musi sie na czyms tak silnie skupic, zeby wciaz jeszcze trwac?

Duzo czesciej niz w Europie zauwazam wady genetyczne - czy to przez zanieczyszczone srodowisko? Ci, ktorym los odebral reke lub noge leza na ulicach, ale nie ma w ich zebraniu. Nie sa pogardzani, nikt nie patrzy z odraza na bezdomnych, biednych, nie przegania policja. Pomagaja sobie nawzajem na ile moga. Kazdy chce robic cokolwiek, aby tylko zarobic. Ich bieda nie wynika z lenistwa czy pijanstwa. Jeszcze dluga droga przed Indiami, aby wyjsc na prosta. Od kierowcy, ktory wiozl nas do Agry dowiedzialam sie, ze ostatnich 5 latach zrobiono 2 istotne, choc wydawaloby sie, prozaiczne rzeczy: wydano za darmo wszystkim mieszkancom niezaleznie od statusu spolecznego dokument tozsamosci i darmowe konto bankowe.

Zapiski z samolotu:
Zwiedzilysmy z Sara hale bagazowa, bo w naszych plecakach WYKRYTO powerbanki. Poczulysmy sie jak terrorystki i VIPy jednoczesnie, kiedy usmiechnieta od ucha do ucha pani z obslugi spicejeta poprosila nas na boczek, a potem do strefy tylko dla personelu. Sprzetu nie odzyskamy, ale bylo warto :D

W samolocie Sara siedziala osobno kolo 2 Hindusow. Opowiedziala im o naszym planie wycieczki i kazdy etap skrytykowali jako beznadziejny wybor, ze powinnysmy jechac do Jaipuru (i nie tylko), pokazywali jej zdjecia, a o Mombaju powiedzieli, ze nic tam nie ma (mmm czy nie podobna opinie slyszalysmy o New Delhi w rzekomych rzadowych instytucjach, ktore pod przykrywka zagrożenia malaria chcialy nam opchnac wycieczke?). W pewnym momencie Dorota nie wytrzymala slyszac ich komentarze wydusila: "A wez mu powiedz... <tu zwiesila glos szukajac wyrafinowanego slowa> ... Zeby sie nie wpier*alal".
Sara dostala wizytowke - chyba na wypadek gdyby sie rozmyslila i chciala zmienic plan naszej beznadziejnej wycieczki ;)

Z Hotelu:
Mahesh i jego 2 znajomych odebrali nas z lotniska i odwiezli bezpiecznie do pieknego hotelu. W takich warunkach to mozna odchorowywac :P za 4 minuty polnoc, wiec na tym zakoncze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz