poniedziałek, 5 września 2016

 
 Od czego by tu zacząć... Z racji, że powrót już niedługo, to czas na polski akcent! Musiała należeć do którejś z poprzedniczek :D


 Ostatnio chłopcy po naszych wyścigach w basenie oznajmili, że wszystkie poprzednie nianie dużo płakały i że jestem pierwszym "twardzielem" na tym padole. Dziewczyny nie dogadywały się z pracodawczynią (stanowcza i wymagająca, do tego sporo krzyczy), dlatego zastanawiam się jak to jest, że znalazłyśmy wspólny język. Choć nie powiem, bywały "krawędziowe" chwile. Ale mimo wszystko spędziłyśmy super momenty - tańcząc razem w kuchni, śpiewając w basenie o tym, że nie możemy bez siebie żyć :P Żartując przy jedzeniu, czy rozmawiając o pomysłach na życie i o tym, co jest ważne w naszym wnętrzu (i nie o wystroju tutaj mowa).
Po powrocie z Korsyki jakoś tak w siebie wrośliśmy. Coraz częściej słyszałam miłe rzeczy - a to dziękowali za śpiewanie przy sprzątaniu (ups, myślałam, że gdzieś poszli :P), a to za smaczny posiłek (magia rozmarynu i czosnku), za uśmiech. I żarciki, że nie mogę jechać, bo będą za mną płakać.
Miałam w końcu więcej czasu dla chłopców - widziałam, że Pri potrzebuje odetchnąć, zgarniałam ich do basenu, graliśmy w tenisa (te parę lekcji u Pana Gąsiorka jednak na coś się przydały), a to jechaliśmy na stadion i kopaliśmy w gałę ("ja będę Ronaldo, a Ty będziesz Lewandowski, dobraaa?")... A jako, że do plaży daleko i żadnego piasku pod ręką, to zakopywało się dzieci w poduszkach - odkrycie sezonu ("jeszcze tu mi noga wystaje, zakopiesz?" :D). Dzieciaki potrafią dawać miłość, jak i być superwredne. Jaki będzie efekt końcowy, zależy od tego co dostaną od dorosłych. Egzekwowanie posłuchu poprzez krzyk wywołuje efekt odwrotny, dlatego dzieci są ciągle pobudzone i często wyrzucają z siebie agresję. Dlatego dobre skutki daje opanowanie i spokojny, ale stanowczy głos. Nie krzyk. Ten oddziałuje na każdego, nawet jeśli Ciebie nie dotyczy, będzie Cię stresował. Może przez to miałam tu często koszmary. A może przez tego kota, który co noc przychodzi i drapie w moje okno xD Ostatnie sprzątanie i pakowanie. Rano jeszcze raz wyrecytują dumnie wiersze, których się nauczyli do szkoły. Mogę co najwyżej wyrecytować wyuczony kiedyś w liceum wiersz Viktora Hugo:
"Demain, dès l'aube, à l'heure où blanchit la campagne,
Je partirai. Vois-tu, je sais que tu m'attends.
J'irai par la forêt, j'irai par la montagne.
Je ne puis demeurer loin de toi plus longtemps.

Je marcherai les yeux fixés sur mes pensées,
Sans rien voir au dehors, sans entendre aucun bruit,
Seul, inconnu, le dos courbé, les mains croisées,
Triste, et le jour pour moi sera comme la nuit (...)"
 
 Siedział mi w głowie, gdy w niedzielny poranek poszłam sprawdzić, gdzie jest słońce, kiedy śpi.
Na początku była ciemność i wycie psów (miałam nadzieję, że tylko psów). Godzina minęła, zanim dodreptałam do miejsca, z którego było cokolwiek widać.

 


 Miałam oglądać wschodzące słońce za tamtym zboczem. Plany pokrzyżował mi większych rozmiarów czworonóg, który wyszedł mi naprzeciw. Jak zwykle wszędzie chodzę bez okularów, więc z daleka nie umiałam stwierdzić, czy to dzikie, czy oswojone i czy głodne, czy najedzone, więc niby to od niechcenia, ale z sercem na ramieniu zawinęłam w mniej spektakularny punkt widokowy.
 Z wrażenia zgłodniałam
 Myślałam, że w polarze kwakwa nic mi nie straszne... Ups!


 Gdzieś tam wzeszło. Nie wiem, nie widziałam. Ale przywitałam dzień rozśpiewując się przed psalmem. Jak już ma rodzinka przyjść posłuchać, to szkoda by było skaszanić.












 Dzień dobry oczyszczalnio ścieków! :)
 W drodze do/z kościoła w miasteczku jakaś babeczka majestatycznie oparła się pędowi świata



 
 Ale ale! Czas na papu. Nie było nic o papu.
 Tak wygląda w przekroju słynna i uwielbiana tarta tropezienne. Wymyślił ją ongiś cukiernik z Saint Tropez i tak przypadła do gustu, że rozlała się na całą okolicę. Dobra, choć gdybym miała wybierać między nią, a szarlotką, to oczywiście wygrałaby szarlotka.
 Zawsze wrzucałam zdjęcia jedzenia, to i tym razem dodaję, tylko nie bardzo jest co. Codziennie jemy makaron (jak to jest, że jeszcze nie przekroczyłam magicznej bariery 50 kg?). To powyżej to śniadanie. Kubek z napisem "I love Saint Tropez" dostałam od chłopców i jestem jego wierną fanką. To poniżej to pizza zrobiona przez szefa. Zrobił ich chyba z 10 pewnego wieczoru, gdy makaron się znudził. Każda pyszna, a przepis na ciasto bardzo proste: 50% wody, 50% mąki, drożdże, wyrabiać 20 minut.


A to omnomnom pyszność lodowa, o której przepis muszę dopytać
 
A gdyby ktoś chciał zrobić paprykowy smakołyk, to zachęcam!
Veloute de proivrons jaunes:
1 cebula
3-4 żółte papryki
1 kostka rosołowa
300 ml wody
Wszystko (tak tak, wodę też) drobno pokroić i gotować przez 20 min na wolnym ogniu. Potem dodać 120 g serka philadelphia (inny pewnie też się sprawdzi, ale niechtam), zmiksować razem i... Albo na ciepło, albo na zimno. Wchłonąć.
 
I ochłonąć ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz