niedziela, 13 sierpnia 2017

Bem vinda a Portugal

Gdzies w polowie sierpnia...
No to zaczynamy nowa przygode ;) Tym razem Portugalia bez polskich znakow i z podkresleniami na kazde slowo, bo przeciez laptop wspollokatora nie zna polskiego. Dolecialam samolotem do francuskiego Lourdes z Krakowa (godzine przed wyjazdem na Woodstock kupowalam bilet), skad dalej jazda autostopem do docelowego Figueira da Foz w Portugalii, czyli zaledwie 1000 km. Dlaczego trafilo na Lourdes? Bo to poludnie Francji, bo w terminie okolo polowy sierpnia byl to najtanszy bilet (z bagazem dodatkowym wynioslo mnie 213 zl), co w stosunku do cen 500, 700 i 900 zl na inne, podobne destynacje okazalo sie bardziej niz akceptowalne, Lot mialam dosc wczesnie, bo 6 dni przed praktykami, wiec jakas turystyka po drodze bedzie wskazana. Przed wyjazdem bylo dosc intensywnie. 6 sierpnia wrocilysmy z dziewczynami z festiwalu brudu i sponiewierania, czyli wspanialego Woodstocku, 8 sierpnia koncert Indykota z Czoxem i Zlotym w Klubie Kulturalnym w Krakowie, powrot na Podkarpacie na szybkie pakowanie plecakow i 10 sierpnia nazad do Krakowa, spedzic troche czasu w Ryanairze i pogapic sie na chmury od gory.

W samolocie siadlam kolo przesympatycznej Pani Basi, ktora duzo podrozuje w zwiazku z praca, wiec nawet nie zauwazylysmy, kiedy podroz minela. A co tam, zareklamuje :P
http://rezerwujwakacje.com.pl/pl

Mialam cicha nadzieje, ze brak informacji w internecie o godzinach zamkniecia lotniska bedzie oznaczalo, ze jest otwarte cala dobe. Niestety poinformowano mnie, ze o 22 zamykaja i za chwile odjezdza ostatni autobus do miasta. I tak znalazlam sie na dworcu, ktory okazal sie byc zamykany... O 23. Od Pani Basi dostalam kontakt do Nazaretanek, ktore maja noclegi, jednak rozmowczyni po drugiej stronie sluchawki okazala sie byc na tyle marudna, ze stwierdzilam, ze chyba sie nie zobaczymy. Na dworcu spotkalam dwie przesympatyczne osoby - chlopaka i dziewczyne z Francji, ktorzy po kilkudniowym przetyraniu przez okoliczne szlaki gorskie staja przed podobnym zagadnieniem - gdzie spedzic dzisiejsza noc. Tez liczyli na otwarty dworzec przez cala noc i tez... O dziwo? Przeliczyli sie. Pokrzepieni mysla, ze brodzimy w tej samej kupie, przegadalismy wieczor, po czym "rozbilismy sie" na trzecim peronie, gdzie bylo przytulnie i ciemno. Tym przytulniej, ze wszedzie naokolo padal deszcz, a nad glowa dach.

Rano odbyl sie maly handel (odkupilam od kolegi karimate za piataka), udalismy sie na sniadanie pod wciaz szarym jeszcze niebem i pozegnalismy sie na peronie pierwszym, skad odjezdzal ich pociag.

A potem... Oczywiscie gdzies trzeba zrzucic 16 kg plecaka i rzucic sie w turystyke z drugim, mniejszym. Kolo posterunku policji jest hotel "La Regence", gdzie za pare € mozna to uczynic (1€/h 8€/12 h). Miasteczko jest malutkie, calosc da sie spokojnie przerobic z buta. Wchodzac na teren sanktuarium czulam, ze troche wchodze do katolickiej wersji Disneylandu i spodziewalam sie szybko zakonczyc swoja wycieczke, ale sprawy obraly troche inny obrot. Nie bede szczegolowo opisywac, bo slowami nie oddam, tego, co sie z czlowiekiem tam dzieje. Gdzies miedzy blyskotkami i stoiskami ze swiecami mojego wzrostu, zauwazasz, ze ogrom tych ludzi cierpi fizycznie lub psychicznie i tu chce odrzucic wszystkie swoje slabosci. Widzisz mase tablic z podziekowaniami od ludzi, ktorzy w roznych latach doznali tu uzdrowienia, wbrew zasadom medycyny. Nie wiem, czy wiecej sie smialam, czy plakalam, syndrom jerozolimski mnie dopadl (dzieki doktorze Agresth za diagnoze).

Czy warto sie wybrac? Zdecydowanie tak. Ale bez nastawiania sie na "zaliczanie obiektow". Zbieralo mi sie na rzygoliny, jak slyszalam glosno niezadowolone kobiety z faktu, ze ZAPLACILY PRZECIEZ za wycieczke do Disneylandu, a nie weszly dzisiaj na jedna z atrakcji.

W Lourdes jest tez piekny zamek na wzgorzu, ktory odwiedzilam ino z zewnatrz, bo cebulactwo nie pozwolilo mi wydac w jeden dzien wiecej kasy (wejscie 7€) - obiad i przechowanie bagazu wyczerpaly dzienny budzet. Wejscie na tereny sanktuarium, groty i spowiedz w roznych jezykach sa na szczescie bezplatne.

Dobra, koniec o tym, czas kimnac sie na dworcu i rano dalej w droge. Szczegolne przywiazanie do dworca wynikalo ze swietnej lazienki, w ktorej wielka umywalka pozwalala na wziecie prowizorycznego prysznica. Tej nocy niestety nie mialam kompanii, wiec bylo troche bardziej smutno i, nie powiem, strach mnie oblecial, ze wraz ze wzrostem ilosci turystow przy weekendzie moga platac sie tu dziwne typy. Na szczescie bylo spokojnie. Prosze jednak nie powielac tej formy noclegu w zadnym innym miescie. Lourdes to chyba jakis wyjatek. U Nazaretanek juz wczoraj zostalam uprzedzona, ze dzis nie beda mialy miejsc. Jakby na przyszlosc ktos szukal, to noclegi zaczynaja sie od 20€, dzwonic mozna pod +33 562949182.

Rano prysznic w umywalce, croissant w zeby i ruszamy dalej. Szybko sie pisze, ale poranne ogarnianie trwalo chyba 1,5 h, tak ze bateria zdazyla mi sie naladowac do pelna :P Pozegnalam piekne widoki i poczlapalam ze swoim 3-miesiecznym ekwipunkiem upakowanym w 2 plecaki na wylotowke. Nie czekalam nawet 5 minut, jak zatrzymal mi sie busik i podrzucil 20 km w kierunku Pau. Potem osobowka, po podobnym czasie oczekiwania pod wjazd na autostrade. Tam zatrzymaly sie ze 3 auta jadace w innym kierunku, czwarte juz jechalo w moja strone. Byla to sympatyczna dziewczyna, ktora bardziej lubi sprzedawac mieszkania, niz planowac przestrzen miejska. Podrzucila mnie za bramki autostradowe w okolicach Bayonne, czyli juz prosto na Hiszpanie. Miejsce super, auta dopiero ruszaly, mialy gdzie sie zatrzymac, niestety innego zdania byla policja. Pozniej sie okazalo, ze jednak stety, bo podwiezli mnie na stacje paliw, z ktorej zlapalam szybko stopa prosto do Portugalii. Trafilam na wesola ekipe policyjna, ktora nagrywala swoje akcje (mieli na tyle goscia z kamera wielkosci jednego z moich plecakow) i ich zadaniem bylo chyba bardziej ubarwianie ludziom czasu, niz wypisywanie mandatow. Poza tym obiecali, ze sprawdza za jakis czas, czy zlapalam stopa, a jesli by mi sie nie udalo, to zawioza mnie w kolejne miejsce. Milusio. Nie zapowiadalo sie, zebym miala wyjechac szybko, bo aut malo, ale po moze kwadransie od przyjazdu na mojego kciuka i karton stanelo auto z para francusko-portugalska, jadace w okolice Porto. Noooo to ideolo!

Konkluzja jest taka, ze chwyt na swiete miejsca okazal sie strzalem w dziesiatke :D Jechalam z Lourdes, miasto do ktorego zmierzalam jest w poblizu Fatimy... Protekcja totalna, hihi ^^

Wysiadlam gdzies kolo Viseu, rzut beretem od Figueiry, cos kolo 200 km, ino dzien chylil sie ku zachodowi, a stacja miala moze 2 auta, ktore juz ja opuszczaly i nic nie zapowiadalo, zeby ktos jeszcze mial zajezdzac. No i tak wypelzlam przy dzwiekach wszystkich brzeczadel z traw na wyjazd ze stacji. Ruch tak marny, ze moglabym spokojnie spacerowac po autostradzie. Do tego bylo cos przed 21 i po ciemku nic juz nie bedzie sensu lapac. Po okolo pol h od przyjechania na stacje zatrzymalo mi sie auto. Jesss! W tym samym czasie po konkurencyjnej stronie szosy zatrzymal sie tez woz policyjny, co juz bylo mniej fajne, przede wszystkim ze wzgledu na kierowce i potencjalny mandat. Drugi raz szczescie dzis do policji - przekonalam panow policjantow tlumaczac pol francuskim, pol angielskim, ze ten kierowca to w zasadzie dobry czlowiek i chcial mi pomoc, wiec nie mozna go za to karac. Nie wiem, jakim cudem, poglowili sie, pokrecili i nas puscili xD Moj kierowca okazal sie byc zapalonym nurkiem i z tego tez sie utrzymywal, tak jak meska czesc jego rodziny.

Dojechalismy do jakiejs wioseczki, przed Aveiro, skad mialam dalej szukac transportu. Slonce juz prawie cale zostalo pochloniete przez horyzont, wiec szanse na dotarcie do domu drastycznie zmalaly. Rzucilo mi sie w oczy, ze mieszkancy maja na twarzy wymalowany spokoj i usmiechaja sie jak tylko na nich spojrzysz. Pokierowali mnie bez problemu na trase, ktorej potrzebowalam. Dogadalam sie z wlascicielem mieszkania, do ktorego zmierzalam, ze w razie czego po mnie podjedzie, zostalo mi okolo 70 km, ale wyjechac moze dopiero za jakies 2-3 h. Nie ma problemu, zjem reszte prowiantu i sie przespaceruje. Spacer zaczelam juz calkowicie po ciemku, wiec przypielam wlaczona laterke na tyly plecaka i szlam przed siebie. Szlam wzdluz drogi, domki przechodzily w pola kukurydzy. Ruch samochodow byl niewielki. Brak swiatel i chmur sprawial, ze widac bylo bardzo wyraznie gwiazdy. Gdybym tylko znala sie na astronomicznej nawigacji, moglabym ogarnac kierunek bez uzycia systemu GPS. Ale po co, skoro Plush obdarzyl mnie 1,5 GB internetu w UE. Droga ciagnela sie caly czas prosto w kierunku Aveiro, wiec poza okresleniem zwrotu, nie musialam wiecej szukac.

Ide ide ide. Ide ide. Ide. O, zatrzymalo sie auto przede mna, gosc cos przepakowuje, moze nie jest psychopata. "Przepraszam, nie jedzie Pan w strone Aveiro?" - Zlakl sie, ze ktos w nocy go o cos zagaduje, czyli normalny :P No i pojechalimy. Rozmowa sie wywiazala o pracy w przemysle, o atrakcjach turystycznych Portugalii i o filozofii zycia tak w skrocie, calkiem ciekawa, wiec kierowca stwierdzil, ze czemu by nie mial mi pokazac centrum miasta, wykwitow solnych i nadrobic drogi o te 70 km i zawiezc mnie do samej Figueiry.

Od 6 rano na nogach po noclegu na dworcu w Lourdes, po calym dniu w drodze na stopa, w upale od ktorego czulam, ze puchne... Jestem na miejscu. Zaczela sie juz nowa doba, a wspollokatorzy udali sie na fieste w centrum. No to co - prysznic, wstepne rozpakowanie betow i dolaczam!

Nie wiem o ktorej wrocilismy, ale jak obudzilam sie i zobaczylam 15:40, obstawialam zepsuty zegarek. Wiec co - siadam do pisania! Pozdro wszystkim! Sciskam Was mocno jesli dotrwaliscie do konca :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz