... Zaczynamy!
Przemilczałam parę ważnych dla mnie podróży - zaledwie
wspomniałam o ponad 3 miesiącach w Portugalii, weselu w Meksyku,
nie pisałam nic o stopowaniu po Bułgarii, czy Słowenii... I
nadszedł chyba ten moment, kiedy znowu mam ochotę coś opowiedzieć,
zwłaszcza gdy kolejna osoba zadaje mi pytanie po powrocie "no i
jak było?"
Przewija się przeze mnie tornado myśli różnego gatunku, bo
znowu podróż wyposażyła moje wewnętrzne mieszkanko w kolejne
artefakty przeżyć, ale koniec końców kwituję to prostym - "było
fajnie/spoko/mmmm". Pytanie "jak było" zawsze mnie
krępuje. Zakłada na opowieść worek, zawiązuje oczy, obraca wokół
własnej osi i mówi "masz 30 sekund, aby mnie zaskoczyć".
Nie odnajduję się w nim, nie umiem na nie odpowiadać i - choć tak
dobrze znane - zawsze zaskakuje.
Jordania - bo stamtąd ostatnio wróciłam - to lekcja otwartości.
Słyszałam już wcześniej od kumpeli, która spędziła tam koło 2
miesięcy, że kraj bezpieczny i otwarty, stąd nie miałam obaw.
Żeby jednak nie przyprawić nikogo o zawał (Porwo was! Same
dziewuchy!) dokooptowałyśmy do składu jeszcze jedną samicę i
samca sztuk 1, wszystko znalezione w internetach. Pomysł wyjazdu
rzuciła koleżanka, która bardzo chciała się gdzieś wybrać, ale
nie miała odwagi jechać sama - z rozmachu kupiłyśmy jeszcze
bilety do Indii, a co!:D
Ogólne wrażenia z Jordanii? Kraj bardzo przyjaznych ludzi. Nawet
w okresie Ramadanu, kiedy to podobno wszyscy mieli chodzić rozeźleni
jak osy. Ośmielę się stwierdzić, że jest wręcz przeciwnie -
wiele osób miało w sobie bardzo dużo spokoju i łagodności.
Pierwszego dnia spotkaliśmy policjanta, który z uśmiechem na
ustach tłumaczył nam, że jest szczęśliwy, kiedy jest Ramadan, bo
ćwiczy swoją cierpliwość. Że dla niego to lekcja pokory i
przypomnienie jak wiele dostał od życia, skoro ma co jeść, ma
dach nad głową, bliskie osoby. Im wygoniejsze prowadzimy życie,
tym bardziej stępiona jest nasza wrażliwość i skupiamy się na
własnym zaspokojeniu.
Zauważyliśmy, że gdy zachodziło słońce, ludzie przerywali
swoje prace, zatrzymywali się w podróży, wychodzili z morza etc. i
siadali na ziemi, aby zjeść razem. Nie było w tym pośpiechu,
przepychania się kto pierwszy - cieszyli się obecnością bliskich,
rozmawiali, śmiali się lub zatapiali w spokoju. Celebracja
pierwszego posiłku, która miała w sobie coś czystego i
pierwotnego.
I na dzisiaj to będzie tyle z mojego pisania, bo sen mnie wpędza do łóżka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz