piątek, 18 września 2015

11:45 po kluchach śląskich
 gdzieś między Warszawą, a Gdańskiem...
18:30 lotnisko

Z Warszawy dojechałyśmy szybko na 2 stopy przy ciekawych rozmowach, mimo zmęczenia niedoborem snu. Spacer po Gdańsku. Dojazd na lotnisko z jakimś pasażerem, który zasnął na "nietrzeźwo" w drzwiach, co stało się tematem wiodącym pań za nami. Tak po polsku.
Nieważne.
Lecim dalej.


Podpowiem, że z tą tabliczką dostopowałyśmy do Gdańska
Renifery też czekają na odlot
Zabawa z czasem, czyli cofanie słońca, które zaszło

Dolecieliśmy. Po wylądowaniu wszyscy na raz się zerwali, nie było klaskania ( :( ), byli za to ratownicy medyczni po jednego z pasażerów. Pogoda nas nie zaskoczyła - lało zgodnie z prognozą, mielismy jednak cień nadziei, że się rozpogodzi, bo całonocny spacer w deszczu nam się nie uśmiechał (lotnisko miało być zamykane po 22:30 wg internetów), ale przykitrałyśmy się na ławeczce z nadzieją na to, że nas nie zauważą (koło głównego wyjścia :D ) i o dziwo nasze nadzieje stały się rzeczywistością. Obudziłyśmy się o 4 rano, przeszamałyśmy schabowego z wczorajszego obiadu i koło 6 spotkałyśmy się z Luizą, która nas właśnie gości  w Molde ;)
Pozdrawiamy!


18:25
Przeszłyśmy się po skansenie, później po lesie i do punktu widokowego. Złapał nas mocniejszy deszczyk, więc poczekałyśmy na wzgórzu, aż zmniejszy się ilość żab, którymi rzucało.
Te 3 h spaceru nas nieco zmęczyło (a może lot i mało snu), po powrocie więc nie opierałyśmy się urokowi powierzchni poziomych i ucięłyśmy kimę.

Przemyślenie z parzenia herbaty: podróże sprawiają, że człowiek albo robi się coraz bardziej pokręcony, albo coraz bardziej normalny. Zastanawiam się w którą stronę się kieruję... :P

Coś po północy
Przespacerowałyśmy się z Aśką po 25 tysięcznym mieście... Praktycznie nie napotykając ludzi. Ktoś koło portu obserwował nas przez szybę i schował się jak oparzony, gdy mu pomachałam. Korciło, żeby zagadać do przypadkowych osób, lub - z powodu opustoszałych chodników - zapukać do losowego rudego domku o wielkich oknach, ale Asia przypomniała mi, że to nie Ameryka Łacińska. Racja. Wróciłyśmy do domu Luizy, która nas gości przez ten weekend i spędziłyśmy miły wieczór na rozmowie, przy argentyńskiej muzyce serwowanej z jutubów (perota chingó complicidad proszę wpisać). Dlaczego warto podróżować? Bo możesz spotkać w Norwegii dziewczynę z Rumunii, która kilka lat temu stwierdziła, że dlaczego by nie zrobić 3-letniej przerwy po licencjacie, zwiedzić nasz glob (łącznie z łowieniem piranii w Amazonce), po czym udać się na magisterkę do Norwegii (gdzie dalej aktywnie działać w organizacjach studenckich). Swojego chłopaka nigdy pewnie nie poznałaby, gdyby nie odważyła się wyjechać. Jeżdżą więc przy każdej okazji i poznają świat i siebie nawzajem. Czy może być coś lepszego niż dzielenie się pasją z drugą osobą? Człowiek bez inspiracji gaśnie, a pary zaczynają żyć obok siebie, zamiast ze sobą. To już lepiej być w pojedynkę. A jeszcze lepiej przestać grać w grę/wyciągnąć rowery/przeszperać fly4free/ugotować coś razem/skontruować wspólnie igloo... Zacząć działać, zamiast czekać, aż coś się samo stanie. Bo się rozstanie.
Innymi słowy: nasze starania biorą początek w naszych głowach, ale źle, gdy się tylko do głowy ograniczają. 
Dobrej nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz