poniedziałek, 21 września 2015

20:56 lotnisko Molde (znowu)
Korzystam z okazji, że Zwoli rozkoszuje się chlebkiem z Polski i robię kolejny wpis, potwierdzający, że ciągle żyjemy i wszystko idzię jak po maślę.
W nocy między 3:45 a 4:45 polowałyśmy na zorzę. Nie miałyśmy latarki, ale żeby się nie poprzewracać wzięłyśmy żółtą świeczkę i jej płomieniem rozpromieniałyśmy chodnik. Nie docenił tej sztuki radzenia sobie w ciemnościach pewien tutejszy kierowca - zawrócił na nasz widok. Na szczęście nieco bardziej naszą obecność docenił puchaty, czarno-biały kot, który to do nas się łasił, to umykał. Zorzy niestety nie zobaczyłyśmy. Ale dobrze było chociaż przez tę godzinę popatrzeć w bezchmurne (po raz pierwszy od naszego przyjazdu), rozgwieżdżone niebo.

... Tylko rano było ciężej wstać :D ale jak słońce w Norwegii daje po oknach, rozlewa się po trawniku i wysyca go jaskrawą zielenią, nie sposób siedzieć w domu!

Tak! Pokolorowałyśmy świecowymi kredkami jeszcze z Brazylii 3 napisy na kartonikach:Molde, Malme i Eide, niezbędniki autostopowicza. Drogo Atlantycka - przybywamy! Minęło może 20 minut zanim doszlyśmy do zatoczki, gdzie wystawiłyśmy kciuki i może 5 zanim ktoś się zatrzymał. Akcent wydał mi się znajomy... "Mówi Pan po polsku?" :D nasz rodak nie praktykował krajoznawczych wypraw, ale podrzucił nas do ścieżki do jaskini niedaleko Eide. Ponieważ dojście do jaskini miało zająć wg tablicy informacyjnej ok godziny i niezbędne są latarki (a świeczka w domu została... :P), ograniczyłyśmy się do spaceru, podziwiania krajobrazu i objadania się jagodami (czy jak kto woli borówkami).


 Trolandia? Uwaga na trole? Trasa dla troli? Nie wiem co oni z tą tabliczką...

 Przyczyna czarnego, leśnego uśmiechu
Dżoana Dżons na mokrawej ścieżce

Kolejny stop poszedł równie łatwo. Też oczywiście trzeba bylo kawalek przejść, żeby zacząć łapać stopa w miejscu, gdzie auta nie rozsmarują nas po asfalcie, jak dżem po świeżej bułeczce. Kilka machnięć, karton z napisem Eide... I zatrzymał nam się Eidanin (Eideńczyk?), który uznał, że do Atlantic Road nie zmierzał, ale może nadrobić 10 minut drogi i nas tam podrzucić :) dodał, że jeździ nią tylko w czasie sztormu, gdy fale przewalają się przez drogę. Nasz kierowca uwielbia żyjące miasta, dlatego nieco ubolewał nad ciszą w swojej okolicy. Wysiadłyśmy przy pierwszym punkcie widokowym i jak każdemu kierowcy podziękowałyśmy słodyczami z PL. Potem dłuuugi spacer szosą (wszystkie auta zgrabnie nas wymijały-sory, nikt tu nie wymyślił pobocza). Aśka walczyła z lękiem wysokości, ja z lękiem przed śpiącymi kierowcami. Widoki wynagradzały wszelkie niedogodności.














... Czas nam się kurczył, więc kciuki znowu poszły w ruch. Kilka minut mija i zatrzymuje nam się 2 Norwegów. Przejechałyśmy z nimi do końca trasy (czyli znowu nie tak długo, cała droga ma zaledwie kilka km) i znowu łapałyśmy stopa, tylko w kierunku powrotnym koło stacji paliw i sklepu "kiwi". Kilka osób udawało, że nas nie widzi, kilka uśmiechało się od ucha do ucha, ale pokazywało, że zaraz skręca... Zatrzymał się przed nami starszy pan i zamachał, żebyśmy wsiadały. Otoczka włosów i brody wokół twarzy, soczysta wymowa i akcent krzyczały - oto prawdziwy mieszkaniec tej krainy. "Tu się urodziłem", wskazał na prawo i byłabym w stanie uwierzyć,  że ma na myśli tę łysą, małą wyspę, którą co jakiś czas przepłukują fale.

Kolejne miejsce do stopa - zjazd na Eide i Molde. Ruch jest w zaniku, ale za to proporcja zatrzymujących się/odjeżdżających wysoka. Znów postałyśmy kilka minut (tym razem kartka Molde) i zatrzymała się wesoła Norweżka z niebieskim amstafem, który bardzo chętnie pakował się na kolana.

 Błogi uśmiech dwulatka


Wysiadłyśmy tutaj:
 I w zasadzie nie zdążyłyśmy ponapawać się widokami, bo zaraz znowu ktoś się zatrzymał (oby z Gdańska tak dobrze szło... :P). I tak oto dotarłyśmy do Molde, czyli foremki po hiszpańsku. Dzięki, mieszkańcy Norwegii! :D
Centrum Molde. Wraz z pojawieniem się słońca na ulice wyłonili się mieszkańcy.
 No... To zdjęcie nie przedstawia ani centrum, ani mieszkańców, ale możecie sobie ich wyobrazić :D
 Prysznic, wykwintna obiadokolacja z glutaminianem sodu i wio na lotnisko
Teraz w objęciach kapsuły czasu czekamy na świt... W Gdańsku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz