sobota, 5 września 2015

Tapioka, havaianas, galoty w ananasy, że tak streszczę dzień. Tak to jest - idziesz do miasta tylko dorobić klucz, a kończysz wessana przez kolory. Muszę sobie odciąć oczy! Chociaż nie. To by było straszne nie widzieć już nigdy żółtego... Czegokolwiek. :D
Przy okazji pokazałam miasto naszej nowej Niemce. Fajnie było. Gdzieś przypadkiem spotkałam starszego Pana, który podwoził mnie ostatnio na uczelnię (zawoził psa do uczelnianego weterynarza). A wieczór z matematyką. 
I tyle.

Pozdrowiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz