Nasi gospodarze z couchsurfingu i przygotowany przez nich przysmak marakujowy: mleko skondensowane, sok z marakuji i jakiś jeszcze jeden, magiczny składnik.
Piękne widoki za oknem
Te trochę mniej, ale też coś w sobie mają, że należy uwiecznić na zdjęciu
Nasze hostki i Asia
Posiadówa pod sklepem
Strome uliczki Ouro Preto
I szalone jazdy autobusem po nich
W drodze nieważne gdzie. Jest pięknie!
I dzieci są piękne
Naszą trasę przecięła wycieczka konna. Koń mechaniczny wpadł w popłoch.
Każde graffiti jest tu dopracowane i niebanalne. Uliczna sztuka kwitnie!
W autobusie, z tyłu pani bileterka (ale nie ta, która zawinęła pod ladę moją kasę i udawała, że dostała 10 x mniej)
Bez sprawnego ręcznego się stoczysz niechybnie. Tak, na pieszo też.
No i wracamy ze zdjęciami do kopalni. Się bujamy z młotkiem.
Za panem, który trochę tu przepracował, oprowadził nas i w miarę możliwości odganiał natrętów
Wieś koło kopalni
O tak! Za chwilę tam wejdziemy!
Ale zanim, zrobię zdjęcie losowych butów
A, no i jeszcze zaszłyśmy do groty, w której wciśnięto kościół, a podczas mszy grają m.in. na... Perkusji.
Zakrystia? W każdym razie tyły
Tak więc jaskinia
Było na co popatrzeć i czym się wymazać :D
Pies, co patrzy smutno
Jak przystało na pomieszane zdjęcia, znów ta sama wieś, koło tej samej kopalni
I znowu pies, ale trochę mniej smutny, bo z żółtego domu się wywodzi.
I sklepik wgnieciony w domy, tak prowizoryczny, jak to tylko możliwe.
Świetne miejsce do poćwiczenia sztuki negocjacji
I mamy cofnięcie w czasie - w drodze do kopalni
Gdzieś między Ouro Preto a Marianą...
Biegał sobie chłopiec, bo to dzieci powinny robić.
A nie tylko siedzieć w korkach do McDonalda. Albo galerii.
Dziewczynka goniła autobus, a gdy się zatrzymał, siadła na ławce. Satysfakcja z bycia szybką jak samochód? :)Tu ananasy okrągłe, w Sao Paulo podłużne. Te są podobno słodsze.
Śniadanie w Marianie, czyli w drodze do kopalni.
Pao de quiejo, czyli chlebek z serem. Coś pysznego i całkiem łatwego do powtórzenia
Wypatrzone na spacerze
Przemowa...
I masa przeuroczych dzieciaków :)
Ulice Ouro Preto
Ulice Ouro Preto i trochę gruzu. Czy czegoś...
Jedziemy do Mariana z dedykacją dla Mariana
Jest tu taki zwyczaj, że gdy ludzie widzą niebieskiego garbusa, dają sobie kuksańca :D
Awokado (?) ogarnia miasto
Jak już wspominałam, ulice są strome. To nie tak, że ziemia wchłonęła domy, one po prostu dopasowują się do terenu.
Miasto republik. Każda ma swoją tabliczkę i można wyszukać jej lokalizację w internecie.
Uliczny i chyba dość spontaniczny koncercik. I wyraźnie znudzony pies :P
Tradycyjne jedzenie. Zapłać raz i ładuj ile chcesz.
No to znowu przegięłam...
Podpowiem, że to miasto nocą
A to miasto za dnia. Tak jakby.
Słynny bazarek. Spodziewałam się topazów z każdej strony, w końcu tu jest ich kopalnia...
Ale wystarczy zagadać ze sprzedawcą, a zacznie wyciągać swoją kolekcję spod lady ;)
Kościółów w brud, ale wejścia są pozamykane
Cmentarze też (spoko, tam już nie przeskakiwalam przez mury)
Zapytałyśmy ludzi o wejścia na plac pod kościół - pokazali, że wchodzi się tak.
Wraca. Ktoś. Skądś. Wtedy.
Dom pełen radości na murze :)
Bardzo nerwowi panowie grają w karty.
Dziecko z parasolem.
Soczyste caju o cierpkim smaku i orzechu w łupinie
A oto i początek naszego pobytu, czyli republika dzikiego zwierza :D
Stała ekipa spod sklepu. Nie natrętna, nie rubaszna. Uprzejmie chórem codziennie mówili bom dia.
Tak to właśnie przyjechałyśmy DO Ouro Preto
Współlokatorki z jakiegoś powodu nie chciały mi pożyczyć młotka na podróż...
To by było na tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz