sobota, 6 sierpnia 2016

Do you do you Saint Tropez?

Salut chers amis!
Dotarłam na miejsce, gdzie przez najbliższy miesiąc będę pomagać pani ze złamaną ręką w pracach domowych. Spodziewałam się, że będzie to spokojna, starsza kobieta, ale jakoś tak się złożyło... Że mieszkam u byłej modelki i rajdowca z trójką dzieci :D Dla mnie super, zwłaszcza, że z dzieciakami już złapałam fajny kontakt (nie ma to jak przywieźć karty z PL i grać dla odciągnięcia od telewizora), a za domem czeka grzecznie basen.


Czuję, że to będzie dobry czas. Oby tylko dzieciaki nie weszły mi na głowę - dziś już próbowały pokazać, co potrafią, jak mama wyszła z domu, ale udało się spacyfikować i grupowym przytulasem zakończyć wieczór.

Wracając do piątku...
Notre Dame
i porzucona róża
ludzie robiący selfie z katedrą
Katedra z zewnątrz
I od wewnątrz

A to nie wiem co to, kto to
kaczki i Sekwana
człowiek jedzący posiłek nad rzeką
Tak więc mówisz, że widziałeś w Krakowie most z wieloma kłódkami?
trzy wesołki ^^
kościół przed Luwrem
mmmmm...
poczytałby

Luwr taki życiowy

 Najpiękniejszy posąg, jaki miałam okazję oglądać podczas piątkowej wizyty - Joanna d'Arc
Twardy z zewnątrz
Miękki w środku



 żaby ryby i raki na talerzu



 Weź tu na takim kotleta pokrój
 to talerz zepsujesz
 Pani Nike

starzec z młodzieńcem
 O, a to ja :)
 tym razem nie było takiego tłumu, więc można było spokojnie stanąć i się przyjrzeć, co się kryje za pancerną szybą
 Kulturka wisi w powietrzu


 tak wygląda 284 schodów
 A tak zasłonięty zachód słońca
 widok z Łuku Triumfalnego
 nanana ;P
Cały słoneczny dzień spędziłam dziś w drodze z Paryża na południe Francji (jestem w okolicy Saint Tropez), tym razem za pomocą blablacar. Jechałam z dwiema sympatycznymi francuzkami, całą drogę walczyłyśmy z gasnącym GPSem i korkami - zasnęłam przy 4 km korku, budzę się długi czas później - dalej korek. "To cały czas ten sam?" "nie, ten ma 27 km". Więc taki z grubsza dzień, który zaczął się o 6:30 w Paryżu na Rue de Verdun, a kończy się teraz, czyli 23:40.
 
Wczoraj nic nie pisałam, bo wróciłam z centrum coś przed północą i sił mi brakło. Dziś też ich mało, więc w skrócie napiszę: piątek cały plątałam się po Paryżu, jadłam soczyste owoce (melony na promocji!), albo usychałam z pragnienia (woda w centrum za 3 euro... -.-). Na szczęście ze względu na wiek (<25 lat), miałam do wielu miejsc darmowe wejścia, czyli cebula zwiedza Luwr, ogląda zachód słońca z Łuku Triumfalnego... Do katedry Notre Dame wejście i tak jest darmowe, więc nie wygrałam, ale ze względu na doznania estetyczno-duchowe warto było się wybrać. Zahaczyłam też o mniej znany kościół koło Luwru - Saint Germain l'Auxerrois, gdzie poza mną była jeszcze jedna babeczka. Siadłam ze 2 rzędy za nią, gdy krzesło koło niej zatrzepotało. Pani przyszła pomodlić się z pieskiem. Przyszła popłakać. Przytuliłam ją przed wyjściem, odwdzięczyła się uśmiechem. Jeszcze nie wiem co, ale na pewno będzie dobrze.
Ludzie, proszę was - jeśli tylko macie okazję, przekazujcie sobie nawzajem radość. Wtedy jest jej coraz więcej. To, że kogoś nie znacie, nie znaczy, że nie możecie się uśmiechnąć.
Albo poznać. W ogrodach przed Luwrem usłyszałam, że ktoś za mną biegnie. "Przepraszam, za szybko szłaś. Masz bardzo ładną sukienkę. Mogę się z Tobą przespacerować?" W takich sytuacjach na pomoc zwykle rusza mój wyimaginowany chłopak. Po francusku wszystko brzmi dobrze.
Punktem kulminacyjnym piątku był dla mnie zachód słońca na łuku triumfalnym. Z góry widać całe centrum Paryża, z wieżą Eiffla na czele. Po 284 stopniach zobaczyłam najpiękniejszy niemy koncert, na jaki jest stać niebo. Coraz niżej osuwająca się tarcza w końcu wpasowała się w łuk przechodzący przez Champs Elysees. Z jego końcem zaczęły docierać do nas szmery aut z dołu. Zrobiło się późno, więc wsiadłam do metra, gdzie miałam spięcie z niby-pracownikiem, którego przegoniła babeczka z ochrony.

 Żeby nie było nudno, moje metro zostało przydybione i zostaliśmy odesłani przez policję na inny tor. Pojechałam do granic możliwości upchanym metrem na Chatelet, gdzie przesiadłam się na linię B - na południe Paryża i oczywiście przegapiłam 2 przystanki w tym tłoku. Spoko, zawsze sobie w takiej sytuacji próbuję wytłumaczyć, że gdybym wysiadła zgodnie z rozkładem, mogłabym spotkać nieodpowiednią osobę na swojej drodze, a tak to oto jej umknęłam ;) Wszystko lepsze od użalania się nad rozlanym mlekiem.
Tak więc mam się dobrze, praktykuję francuski i chłonę otoczenie. Bądźcie pozdrowieni ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz