czwartek, 4 sierpnia 2016

Trochę o ŚDM, trochę o Paryżu

"Napisz coś o Światowych Dniach Młodzieży!"
Noooo dobra. Ale mało wylewnie będzie, bo jest prawie północ, za mną lot, brak snu i słaby obiad. A przede mną wizja miękkiego (na takie wygląda) łóżka w kolorze żółtym (śpię na słońcu!) i caaaały dzień drałowania po paryskich chodnikach. 
Jak tam niektórzy zdążyli usłyszeć, pracowałam ciutkę przy ŚDM. Jak większość fanów i antyfanów tego wydarzenia wie, obyło się bez zamachów. Dzięki Ci Panie. Było dużo ludzi. Pracowałam przy Błoniach sprzedając jedzonko, testując znajomość wszystkich tkniętych przeze mnie języków. Babel? Coś tam się kumaliśmy, nie jest źle. Wnioski z wydarzenia? Ludzie jak pojedzą, to będą milion razy okrążać Błonia. 
A tak serioooo to zdarzyło mi się wybrać też w te skupiska ludzi (okno papieskie, rynek i okolice), ale do Brzegów nie dotarłam, więc nie opowiem. Mam jednak jeden wniosek, wysnuty, gdy stałam w ściśniętym, pałającym rządzą ujrzenia wymęczonego całym dniem Papieża:
Powinniśmy zwrócić uwagę na JAKOŚĆ naszej cierpliwości


 

Gdy stałam w japonkach na skrzyżowaniu Brackiej i Franciszkańskiej, tonąc w rozszalałym tłumie, w którym co słabsze ogniwa dokonywały tymczasowo żywota... Gdy zastanawiałam się nad psychologią tłumu, napierającego owczym pędem na mdlejących ludzi... Gdy słuchałam pod oknem Papy pieśni gasnących równie szybko, jak się pojawiały... I ta masa telefonów strzelająca wyświetlaczami w górę, gdy tylko kukał w okno nie-papież... Tak sobie wtedy myślałam - CO MY MAMY W GŁOWACH, kiedy rzucamy się tym naszym słomianym zapałem na wszystko, o czym usłyszeliśmy? Dlaczego tak każdemu zależy, aby otrzeć się o prestiż? Tempo życia warunkuje nas do tego, że jak ciut dłużej na coś czekamy, to nie umiemy przy tym wystać, mimo, że nam zależy. 

A może właśnie nie zależy?

Może chodzi nam tylko o stanięcie w cieniu osoby poważanej, nie ze względu na to, że może nas to ubogacić... Ale po to, aby podnieść własną wycenę?

Sraczka mózgu, przepraszam. Przejdźmy do Francji.


Tak więc jest taki kraj... Ekhm. No i ja jestem w nim. Oczywiście najlepiej spędza się wieczory na zewnątrz, kiedy rano trzeba wstać o 4, dlatego na lotnisko pojechałam po 3 h snu. Byłam na tyle zmęczona i pogodzona z życiem, że kołyszący się sufit samolotu zrobił na mnie mniejsze wrażenie, niż powinien. Stan samolotu bądź co bądź wskazywał, że "może być różnie". 
Doleciałam bezpiecznie do Beauvais koło Paryża i poszłam łapać stopa.



I tu uwaga dla szukających miejsca do stopowania:
wychodząc z aeroportu, przejdź przez parking po lewej stronie, idź prosto, powąchaj lawendę, idź prosto, w końcu dojdziesz do ronda. Kieruj się na Beauvais (w lewo) i dalej prosto do następnego ronda. Tam jest całkiem spory sklep z ubraniami - punkt poboru kartonów pod napis "Paris". Przejdź się pieszo do następnego ronda, na którym skręć na wjazd na pas dojazdowy do ekspresówki/autostrady. Tam oczywiście nie można łapać stopa, dlatego bardzo szybko zatrzymał mi się Wietnamczyk-informatyk i podrzucił parę kilometrów. Było to koło remontowanego McDona, ktoś uprzejmie ze skrzyżowania poinformował, że kawałek dalej jest lepsze miejsce do stopowania... Parę machnięć i pyk, zatrzymała się 24-latka z Maroka. Obwiozła mnie przy okazji do swojej cioci, lekarza, zabrała na ciastka... Generalnie popularna w Ełckich kręgach arabska gościnność. Od niej też dowiedziałam się, że ronda we Francji przejeżdża się przez środek ;) Naoglądałam się filmików, osłuchałam muzyki, momentami przydygałam. W ostatecznym rozrachunku w bardzo pozytywnym natroju Iman dostarczyła mnie na dworzec Gare du Nord. Metro, pyk pyk pyk i jestem u zakonnic.

Jakby która babeczka szukała pracy we Francji na wakacje:
Są takie siostrzyczki zakonne, które mają oferty pracy tymczasowej w całej Francji. Wysyła się do nich zapytanie o możliwość zatrudnienia, podsyłają formularz, wypełniasz, przyjeżdżasz i masz robótkę. A jak nie masz, to u nich nocujesz (12 euro/doba). Tak z grubsza. Siostry są z Association de Betleem, kontakt do nich można wygooglować. Polecam, pozdrawiam i spadam. Mało wylewnie dziś, polot też się schował, ale cel zachowany - kto chciał, ten się dowiedział  - dojechałam i miewam się dobrze. Jutro szwendolingo po Paryżu, a w sobotę voyage gdzieś w okolice Saint Tropez. Zobaczymy, na ile saint.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz