wtorek, 14 lipca 2015

 pokonane mango
 mimo, że do Amazonki daleko i tak obawiałyśmy się podwodnych potworów :D
 Flaga im się na słupie odwróciła, to jedyne co mogłam zrobić




 Były z nami 2 psy - ten dostawał świra na widok właściciela w wodzie

 Może chciał się dosiąść, a może tylko przespacerować
Powrót do miasta i jego pochyłych ulic

Rano z Magdą na uczelnię dojechałyśmy stopem (jechałyśmy z bardzo sympatyczną studentką agronomii), i lekka irytacja, że znowu po raz setny muszę gdzieś wysyłać papiery, które wysyłałam już milion razy. Ale niech im tam będzie, jak cza to cza. Przedzierałam się przez podesłany przez opiekuna praktyk artykuł o lokalnej produkcji biogazu... Po portugalsku :D Potem krótkie rozmówki z tutejszą policją (w którą stronę do centrum?) i na stopa do domu. Na podwózkę załapałam się ze starszym siniorem w kapeluszu. Rzucilo mi się w oczy spore rozcięcie na ręce, które wyglądało na zszywane naprędce. Jako, że drogę powrotną słabo pamiętałam, chwilę się plątałam po "wszystkie-uliczki-wyglądają-tak-samo". W domu znów krzątała się Ñiña, nasza gospodyni, która sprząta, gotuje i pierze w naszym domu. Dziewczyny mają ze mnie ubaw, gdy myję po sobie naczynia :D boję się, że zapomnę jak się sprząta…😨
Korzystając z dobrej pogody skoczyłyśmy na pobliskie wodospady. Trasa jak z national geographic, zarówno dojazd autem jak i przedzieranie się przez gąszcz egzotycznych roślin już do samego wodospadu. A na miejscu... Kawałek raju :) wymaziani gliną i głodni wróciliśmy do cywilizacji.
Pozdro! :)

1 komentarz: