czwartek, 16 lipca 2015

Z powrotu na stopa z uczelni (okolice południa)
zatrzymał się brazylijski psychiatra. po chwili rozmowy zapytał, czy jestem z Argentyny (hura :D językowo coraz bliżej właściwego kraju :D ). Gdy wysiadałam, zaproponował, że da mi swój numer. Czyżby uznał, że potrzebuję wizyty u specjalisty?
Nie, na szczęście chodziło o kontakt dla jego córki, która za miesiąc leci do Włoch i przydało by jej się zorientować jak się żyje w tej zminiaturyzowanej Europie. Ufff co za ulga :D Uśmiałam się, gdy powiedział swoje nazwisko - takie samo nosił prawdziwy ojciec Iva ze "zbuntowanego anioła" (rzecz jasna wyjaśniłam przyczynę śmiechu, żeby nie było, że go obrażam).

Po spagetti w wykonaniu naszej gospodyni znowu skoczyłam na wydział. I znowu powrót na stopa. Kierowca i 4 przypadkowych autostopowiczów, w tym ja i ... Ziomeczek z Salwadoru, którego kilka dni temu poznałam na spotkaniu międzynarodowców. Jak krótka jest moja pamięć do twarzy! Na szczęście powiedział, że po spotkaniu się ogolił - mogłam go nie poznać. No i był w kitlu, a nie w bawełnianej koszuli i nonszalancko nasuniętym na twarz kapeluszu.
Kierowca nie jechał niestety w znane mi miejsce koło stacji paliw. Skręcał gdzieś wcześniej. Ale - jak sam powiedział - to blisko ode mnie. Ok. Wysiadłyśmy z dziewczyną, która mieszkała w tej samej okolicy, co ja. Podprowadziła mnie pod supermarket (jedzonko, bardzo za nim się stęskniłam!), skąd miałam dojść do szpitala, a stamtąd do siebie. Niby wszystko spoko, ale... Gdy wyszłam ze sklepu, ulice ogarniał mrok. I wszystko wyglądało inaczej. Ale co za różnica, skoro byłam tu pierwszy raz :D Indyczą ślepotą zaczęłam wypatrywać znajomych punktów i... O, Jest! W tym barze byliśmy wczoraj! Szit, przyjechałyśmy tu autem z nie wiadomo której strony. Idę więc na ślepo przed siebie. Zdążyłam jedynie namierzyć oś trójkrotną w naturze, a tu nagle zza krzaka wyłoniła się znajomo wiśniowa chorwacka głowa. Jak dobrze być dzieckiem szczęścia! :D Marina, która też była na spotkaniu praktykantów pomogła mi znaleźć drogę do domu i jak się okazało mieszkamy od siebie ze 3 minuty drogi :) Te wojaże nieco mnie sponiewierały, a choróbsko rozwinęło, więc nie mogłam dziś wieczorem wyjść na miasto z dziewczynami :( Siedzę więc pod kocem i wygrzewam gnaty, żeby nabrać sił na jutrzejsze polsko-tunezyjskie wyprawy. Minęła 23. Na dziś wystarczy.
 Taki tam szpecący pasożyt na palmie



 Papaja w ogródku? Na porządku dziennym-powiedziała dziewczyna z auta

 Manjoka dużo! Dużo manjoka, dobra manjoka
Praktyki terenowe z krystalo? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz